lifestyle

Cholernie mocna miłość – tęczowy spektakl daleko od szczęścia

Czy miłość w obliczu wojny i wzmagających się prześladowań – nie tylko Polaków – ma szansę na przetrwanie? Przedstawiamy recenzję spektaklu „Cholernie mocna miłość” reżyserii Aleksandry Jakubczak.

W duchu pride month

Co prawda czerwiec już minął, jednak ciężko o bardziej aktualny temat niż tolerancja, zwłaszcza tolerancja w kontekście LGBTQ. Stąd myśl o opublikowaniu recenzji, napisanej od razu po premierze spektaklu, która swoje przeleżała w szufladzie, czekając na odpowiedni moment, żeby wypuścić ją w świat. Uwaga, recenzja zawiera spoilery!

 

Zamknięci w pudełku 

19 września 2020 roku w toruńskim teatrze im. Wilama Horzycy odbyła się premiera spektaklu „Cholernie mocna miłość” w reżyserii Aleksandry Jakubczak. Prawdziwa historia, która była genezą spektaklu oraz przede wszystkim książki o tym samym tytule, miała miejsce podczas II wojny światowej, właśnie w Toruniu. Trudna opowieść o miłości nastoletniego Stefana (Błażej Stencel) i niemieckiego młodego żołnierza Willego (Wojciech Jaworski) wybrzmiała na scenie w czasie niezwykle ciężkim dla osób znajdujących się w podobnej sytuacji piętnowanych uczuć. Zamknięci w przestrzeni pustego, przypominającego pudełko, z którego robi się miniaturowe domki dla lalek, mieszkania rodziny Stefana bohaterowie, zastani są przez widzów w sytuacji, kiedy towarzyszy im jedynie pustka, zarówno przestrzenna, jak i emocjonalna

 

Rodzinny dramat z teatrem w tle 

Pustka ta nie od samego początku jest oczywista, wydaje się, że widz zobaczy spektakl o szczęśliwej, choć niełatwej miłości. Dopiero opuszczenie bezpiecznego dla Stefana i Willego miejsca, którym są materace symbolizujące miejsce spotkań, a przeniesienie akcji do pudełkowego domu uświadamia, co będzie źródłem dramatu. Poznajemy matkę (Matylda Podfilipska), której jedynym zajęciem zdaje się wyzywanie Niemców, „chujów, którzy zabrali jej wszystko”, oraz brata (Maciej Raniszewski), który przejmuje rolę nieobecnego ojca i działa w konspiracji, a także poniekąd bierze na siebie ciężar wychowania Stefana.

Dramatem jest więc samotność bohatera w momencie rodzącej się świadomości, seksualności i dojrzewania, gdyż nie może liczyć ani na matkę, która pogrążona jest w swoim świecie, ani na brata, który przede wszystkim walczy o polskość. Rodzina dysfunkcyjna, której częścią jest Stefan, nie pomaga mu odnaleźć się w sytuacji, jednak ukojenie znajduje w teatrze, gdzie gra i śpiewa. 

 

 

Przestrzeń nieobecna 

Teatr jest przestrzenią, gdzie młody chłopak czuje się bezpiecznie, jednak jest ona tak nierealna, że została ukazana jedynie na wyświetlanych w tle wideo (za które odpowiedzialny jest Wojciech Sobolewski). Nagrania te, świetnie przemyślane i wykonane, wpuszczają widza do bezpiecznej przestrzeni bohatera, w której znajduje się z Willim. W przeciwieństwie do scen miłosnych odgrywanych na scenie, które wypadają raczej mało przekonująco, gdyż dysonans między faktycznie uczuciowym Stefanem, a zbyt przesadzonym w swojej zbyt chłodnej i „nazistowskiej” kreacji Willim jest zbyt duży, nagrania sprawiają, że faktycznie w to uczucie można uwierzyć, można uwierzyć, że ta cholernie mocna miłość istnieje. 

 

Cholernie mocna miłość – happy end?

Historia miłości nie kończy się jednak dobrze. Kochankowie zostają rozdzieleni, a Stefan skazany na ciężkie więzienie, czego dowiadujemy się z monologu matki, który mógłby być najmocniejszym i najbardziej poruszającym momentem spektaklu. Mógłby, gdyby nie wcześniejsze, absolutnie niepotrzebne i dopisane przez twórców fałszywe szczęśliwe zakończenie ukazane na wideo. Zapewne zabieg ten miał jeszcze bardziej poruszyć widza, pokazać alternatywę, lepszy świat, jednak wypadł nieco groteskowo, czy wręcz karykaturalnie, odbierając skupienie i ciężar wymowy późniejszej wypowiedzi matki.

Sam spektakl stracił przez to na jednoznaczności, ciężko stwierdzić, czy miał być mimo wszystko opowieścią o miłości, czy wstrząsającym świadectwem rozdzielenia i niesprawiedliwości w heteronormatywnym świecie, w który wtłoczeni zostają bohaterowie, zaraz obok tragedii wojny i dramatu rozpadającej się rodziny. 

Spektakl można będzie zobaczyć w nowym sezonie w toruńskim teatrze im. Wilama Horzycy. Jest to z pewnością propozycja odważna, odpowiadająca potrzebom dzisiejszych aktualnych dyskursów. Nie jest to przedstawienie idealne, ale można się pokusić o stwierdzenie, że to pozycja obowiązkowa, bo poruszająca i przerażająco uniwersalna.

 

Zdjęcia: Wojtek Szabelski / szabelski.com

Dodaj odpowiedź

Twój e-mail nie będzie opublikowany.

Sprawdź jeszcze

Więcej naszych wpisów