Pełna 40 stuknęła Conanowi Barbarzyńcy
Conan Barbarzyńca to film ważniejszy, niż wielu mogłoby się wydawać. To pierwsza adaptacja jednego z najsłynniejszych cykli fantasy w historii literatury. To także ten film uczynił z Arnolda Schwarzeneggera gwiazdę Hollywood. Zapoczątkował jeszcze w kinie trend na nurt fantasy zwany sword and sorcery (z ang. magia i miecz). Po dziś dzień większe lub mniejsze wytwórnie produkują masowo filmy wzorowane na tym klasyku. Żaden późniejszy film nie powtórzył jednak jego sukcesu – ani jego sequel, ani już tym bardziej remake z 2011 roku.
Narodziny legendy
Conan Barbarzyńca jest adaptacją kultowego nurtu opowiadań autorstwa Roberta E. Howarda. Były to historie wbrew pozorom bardzo różnorodne, opisujące różne etapy z życia Conana. Raz poznajemy go jako młodego złodzieja, pirata, innym razem jako doświadczonego najemnika, a nawet króla. Wszystkie te historie łączyło jedno – mit samotnego barbarzyńcy stojącego naprzeciw całemu światu. E. Howard z niesamowitą brawurą językową i poetyckością opisywał kult męskości, pierwotnej siły i dzikości stojący naprzeciwko cywilizowanego świata. Świata często będącego siedliskiem korupcji, kłamstwa i zepsucia. Conan walczył z tyranią oraz kultami, za którymi stali szaleni królowie, kapłani, czarodzieje gardzący ludzkim życiem. Były to historie dynamiczne, mroczne, brutalne i bardzo zmysłowe. Dlatego idealnym okresem na zaadaptowanie Conana były lata 80. Czasy, w których kino gatunkowe dynamicznie się rozwijało. Do głosu dochodziła popkultura geekowska, ale też polityka Reagana, kult męskości i walki z nieprzyjacielem.
Sprawdź także: Wiking – Tragedia Amletha [recenzja]
Barbarzyńska opera
Reżyser, John Milius nie był szczególnym fanem fantasy, natomiast fascynowali go wikingowie. Dlatego postanowił skupić się na przedstawieniu Conana jako barbarzyńcy, uosobienie pierwotnych, męskich instynktów zrodzonego w okrutnym świecie. Wszelkie elementy nadprzyrodzone są tutaj subtelne i sporadycznie. Zgodnie z materiałem źródłowym, akcja ma miejsce w fikcyjnej erze hyboryjskiej. Są to czasy pomiędzy prehistorią, a starożytnością, kiedy to powstawały fundamenty pod największe cywilizacje. Mamy więc mieszaninę najróżniejszych kultur i okresów historycznych. To nieco inne podejście do fantasy sprawiło, że świat ten jest zarazem inny, jak i znajomy pod wieloma względami, a przez to namacalny. Do głównej roli zaangażowano Arnolda Schwarzeneggera, wówczas słynnego kulturystę, który od lat ubiegał się o rolę w prestiżowym filmie. Swoją posturą, germańskimi rysami idealnie nadawał się do roli barbarzyńcy z zimnej północy. Aktor jednak miał duże problemy z językiem angielskim, dlatego postanowiono ograniczyć ilość dialogów. Wyszło to o dziwo filmowi na dobre.
Twórcy postanowili opowiedzieć swoją historię niczym operę. Zamiast opowiadać dialogami, skupiono się na narracji za pomocą obrazów i muzyki. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadał Basil Poledouris, który nadał Conanowi charakter opery. Muzyka jest bardzo orkiestralna i pełna chórów. Tworzy ona niesamowite wrażenie wyniosłości, siły, agresji i dzikości, ale też pewnej skrywanej melancholii i refleksji w bohaterze. Za zdjęcia odpowiadał z kolei Duke Callaghan. Udało mu się nie tylko oddać skalę świata, wyniosłość historii, nawiązać do ilustracji Franka Frazetty, ale także dostarczyć wszelkich informacji za pomocą obrazów. Bohaterowie nie mówią zbyt dużo, ale dzięki pięknej muzyce i monumentalnym zdjęciom zdajemy sobie sprawę, co mogą czuć i o czym mogą myśleć. Twórcy zastosowali złotą zasadą, jaką jest „show don’t tell”.
Fantasy dla dużych chłopców
Oddano cały mrok, przemoc i erotykę znaną z materiału źródłowego. Conan nie jest szczególnie heroicznym bohaterem. Działa przede wszystkim z własnych pobudek i nie liczy się z kosztami. Wobec wrogów nie ma cienia litości, likwiduje ich zarówno efektywnie, jak i efektownie. Sceny akcji są pełne ujęć tryskającej krwi, odpadających głów i kończyn, ale nie brakuje także scen seksu i golizny. W każdym aspekcie czuć, że obcujemy ze światem barbarzyńców, epoką nieprzyjazną, okrutną, ale też fascynującą.
Film także dużo czerpie z klasyki kina samurajskiego i spaghetti westernów. Conan jest podobnie przedstawiany jak Toshiro Mifune z filmów Akiry Kurosawy, lub Clint Eastwood z filmów Sergio Leone. Samotny wilk przemierzający krainy pełne okrucieństwa i przemocy szukający różnych zleceń. Niewiele mówi, ale nieustannie procesuje informacje, jest skupiony i gotów zadać pierwszy cios.
Sprawdź także: Wszystko wszędzie naraz – mały dramat w odmętach multiwersum
Fantasy oczami Friedrich Nietzschego
Fabuła opowiada klasyczną historię zemsty, podobnie jak wiele późniejszych sword and sorcery. Jednak John Milius nadał jej mocno mitologiczny, biblijny, a nawet filozoficzny wymiar. Conan Barbarzyńca zaczyna się cytatem Friedricha Nietzschego „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Motto to będzie powracało przez cały seans.
Najpierw Conan jako dziecko stracił rodzinę, wioskę i został wzięty do niewoli, jednak wyrasta na dużego, silnego wojownika. Podczas pogoni za swoimi oprawcami za pierwszym razem ginie poprzez ukrzyżowanie i musi zostać wskrzeszony za pomocą siła nadprzyrodzonych (jawne nawiązanie do Chrystusa). Za drugim podejściem traci ukochaną osobę. Z każdą poniesioną klęską protagonista wraca tylko silniejszy.
Walka, którą toczy, nie jest łatwa, albowiem jego oprawcą jest Thulsa Doom – niezwykle potężny i charyzmatyczny czarnoksiężnik stojący na czele sekty (uosabia on także cechy szatana z Biblii – kusi, przybiera postać węża). Jest on otaczany coraz większą ilością wyznawców, jego wpływy rosną do takich rozmiarów, że lękają się go nawet królowie. Wyrasta on na ikonę bliską bogów.
Prowadzi to do kolejnych myśli Fredricha Nietzschego, czyli jego koncepcji nadczłowieka i martwego boga. Niemiecki filozof gardził autorytetami, ikoną boga i kultami religijnymi. Jego zdaniem prawdziwa siła musi pochodzić od ludzi, a nie pustych symboli, za którymi stoi hipokryzja i tyrania. Ludzie powinni przełamywać własne bariery, dążyć do perfekcji ciała i umysłu. Prawdziwym celem człowieka jest samemu osiągnięcie potęgi i obalenie władzy, zgładzenie fałszywego boga i zajęcie jego miejsca.
Ważną rolę odgrywa w tym kult stali. Film zaczyna się też sekwencją, w której ojciec Conana wykuwa miecz i opowiada mu historię ich ludu. Wierzą oni, że stal jest największym darem jak przypadł ludziom, pozwala wytwarzać najważniejsze narzędzia i uniezależnić się od bogów. Miecz wielokrotnie wraca do Conana w najważniejszych momentach, staje się nie tylko bronią, ale także świadectwem jego potęgi zdolnej obalać boga, którego reprezentuje sobą Thulsa Doom.
Mitologiczny barbarzyńca
Całą historię Conana śledzi się niczym mit o człowieku, który wędruje przez świat żywych i umarłych, aby zmierzyć się z bogiem. John Milius z niesamowitym pietyzmem przedstawia bohatera i jego losy. Każdy moment jest głęboko celebrowany, kręcony nieśpiesznie, pięknie współgrając z muzyką. Mamy poczucie rosnącej boskości Conana i wagi jego misji.
Idealnie w tej roli odnalazł się Arnold Schwarzenegger. Jego potężna muskulatura i twarde rysy nasuwają skojarzenie z mitologicznym herosem. Reżyser dużo uwagi poświęca ujęciom na jego na wpół rozebrane ciało, aby nadać bohaterowie potężny, niemalże boski status. Także perfekcyjnie wykorzystano warsztat aktorski. Arnold nigdy nie był wybitnym aktorem, ale mało kto z taką charyzmą i przekonaniem może wygłaszać krótkie one-linery. Także jego ciężki, austriacki akcent i oszczędne dialogi nadają mu bardziej wiarygodne cechy barbarzyńcy. Podobnie jest z jego mimiką – jego powściągliwość, zimne spojrzenie spod byka idealnie pasują do tej kreacji. Nie musi demonstrować zbyt wiele emocji, abyśmy w pełni wychwycili wszelkie niuanse tej postacie, zrozumieli kim jest i co go ukształtowało.
Podsumowanie
Conan Barbarzyńca pomimo 40 lat na karku, wciąż pozostaje jednym z najlepszych filmów fantasy. Doskonale posługuje się swoją prostotą i wykorzystuje wszelkie filmowe środki. To narracja w stylu opery Wagnera, nordyckiego mitu o wojownikach i bogach, czerpiąca także z filozofii Friedricha Nietzschego – wszystko to nadaje filmowi unikalny wymiar.