lifestyle

Czy seria Halloween potrzebowała nowej trylogii?

Halloween. Finał to zwieńczenie długiej serii horrorów, trwającej już 44 lata. Film jednak nie spełnił wszystkich oczekiwań. Zamiast tradycyjnej recenzji, tym razem omówię fenomen pierwszego Halloween z 1978 roku, oraz nową trylogię w reżyserii Davida Gordona Greena wyprodukowaną przez Blumhouse – jaka stała za nią idea, co zadziałało, a co nie i dlaczego?

Saga Halloween dobiegła końca

28 października polską premierę miał Halloween. Finał. Film stanowiący nie tylko podsumowanie trylogii Davida Gordona Greena, ale także największej sagi w historii horrorów. Film jednak wzbudza spore kontrowersje, podobnie jak cała trylogia i idea za nią stojąca.

Czym jest Halloween?

Warto w pierwszej kolejności przypomnieć, czym właściwie jest seria Halloween? Wszystko zaczęło się od filmu pt Halloween Johna Carpentera z 1978, który okazał się jednym z najbardziej wpływowych horrorów w historii. Często nazywany jest pierwszym slasherem, chociaż nie jest to w pełni prawda. Wcześniej mieliśmy już w kinie protoplastów tego podgatunku horroru pokroju Teksańskiej masakry piłą mechaniczną, filmów giallo, czy nawet Psychozy Alfreda Hitchocka. Film Halloween jednak wypracował formułę slashera, zawarł wszystkie najważniejsze elementy dla podgatunku.

Film okazał się ogromnym hitem. Rozpoczął wielką karierę reżyserską Johna Carpentera, ale także aktorską dla odtwórczyni głównej roli czyli Jamie Lee Curtis. Doczekał się także wielu naśladowców z cyklem Piątek 13-go na czele, zaś Michael Meyers stał się ikoną horroru. Tak jak wiele innych slasherów, Halloween doczekał się ogromnej ilości kontynuacji, które wzbudzały mieszany odbiór. Problemem była często zmieniająca się koncepcja.

Współczesny cykl Halloween (czyli Halloween z 2018, Halloween Zabija z 2021 i Halloween. Finał) miał to naprawić. Filmy te tworzą razem trylogię i odpowiada za nie jeden reżyser, czyli David Gordon Green przy współpracy z wytwórnią Blumhouse. Stanowią one kontynuację Halloween z 1978 ignorujące wszystkie pozostałe części i rebooty. W założeniu to mają być prawdziwe, kanoniczne sequele, najbardziej spójne i autorskie.

Sprawdź także: Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy – Nieznany rozdział Śródziemia

Halloween z 2018, czyli nowe stare Halloween

Trylogia zaczęła się od Halloween z 2018 roku, który stanowić miał bezpośredni sequel do filmu Johna Carpentera o jakim fani marzyli od lat. David Gordon Green podszedł tutaj z ogromnym szacunkiem do pierwowzoru, skupił się na elementach które nadawały mu tożsamość, jednocześnie odpowiednio je uwspółcześniając, miksując z elementami współczesnych horrorów.

To tzw. legacy sequel, kontynuacja klasycznego filmu, która jednocześnie ma stanowić nowy punkt wejścia dla nowej publiki. Ponownie w głównej roli pojawia się Laurie Strode raz jeszcze zagrana przez Jamie Lee Curtis. Nawet Michaela Meyersa raz jeszcze po latach zagrał Nick Castle. Przy okazji film rekonstruuje wiele ikonicznych scen i wątków z klasyku z 1978, mających na celu wywołanie silnej nostalgii, ale także ciekawe wywrócenie pewnych elementów kojarzonych z filmem Carpentera.

Sprawdź także: TOP 5 KULTOWYCH POLSKICH KOMEDII

Powrót do korzeni

Halloween z 2018 pozwalał spojrzeć na klasyczną odsłonę z innej perspektywy – jak tamte przerażające wydarzenia ukształtowały bohaterkę i otoczenie. Na przemian śledziliśmy dramatyczny wątek Laurie Strode zmagającej się z PTSD i ze swoim życiem rodzinnym, oraz klasyczny slasher w którym to Michael dokonywał kolejnej masakry w noc Halloween. Oba te wątki prowadziły do epickiej kulminacji, w której to Laurie miała okazję zemścić się na oprawcy za jej traumatyczne doznania.

Jednocześnie film zaskakiwał reżyserią i ogólną realizacją. Pomimo skromnego budżetu o wysokości 10 mln, Halloween z 2018 świetnie przedstawiał atmosferę 31 października, budował napięcie, oraz przedstawiał widowiskowe i niepokojące sceny morderstw. Jednocześnie bardzo dobrze prezentowało się aktorstwo z powracającą Jamie Lee Curtis na czele. Wyszedł film zarówno świeży jak i oldschoolowy, idealnie łączący wiele pokoleń fanów.

Nowe Halloween odniosło ogromny sukces i zapoczątkowało trylogię, która miała rozwijać koncepty które wprowadzał film z 2018 roku.

Sprawdź także: Zadzwoń do Saula – godny spin-off Breaking Bad

Halloween zabija… z nudów, aż do Finału

David Gordon Green był ogromnie zadowolony ze swojego filmu i pomysłu na trylogię. Jednak ku zdziwieniu, zarówno Halloween Zabija jak i Halloween. Finał nie odniosły już takiego sukcesu. Regularnie zarabiały coraz mniej i zbierały coraz gorsze recenzje. Co jest o tyle ciekawe, ponieważ za te filmy odpowiadali ci sami twórcy i wykorzystywali mniej więcej te same zabiegi co w Halloween z 2018 roku.

Halloween Zabija dzieje się od razu po wydarzeniach z poprzedniej części – Laurie Strode jest hospitalizowana, Michael Meyers ocalał z pożaru i sieje postrach w Haddonfield w noc Halloween. Film ten decyduje się wyłączyć główną bohaterkę na dłuższy czas z fabuły i skupić się na miasteczku i morderstwach. David Gordon Green spróbował połączyć komentarz społeczny z konwencją slashera. Rozwija tutaj zagadnienia jakie były lekko poruszane w Halloween z 1978 i z 2018 roku – czym właściwie jest Michael Meyers, skąd czerpie swoją siłę?

Reżyser zafascynowany jest koncepcją zła, które niczym wirus zaraża innych obywateli, popycha ich do bestialskich czynów i pogrąża miasto w chaosie. Michael Meyers z kolei jest chodzącą personifikacją zła – nie ma w sobie żadnych ludzkich cech, co też odbija się jego nadludzką wytrzymałością, brakiem motywacji, czy nawet twarzy.

Sprawdź także: Obi-Wan Kenobi – fanserwis to za mało

Halloween. Finał, czy finał na który nie czekaliśmy

Green rozwija to później w swoim ostatnim filmie, czy tegorocznym Halloween. Finał. Film ten pokazuje życie Laurie Strode i miasteczka Haddonfield po tajemniczym zniknięciu Michaela Meyersa. Teoretycznie jest spokojnie, nie ma już seryjnych morderstw, ale ludzie pogrążają się w apatii, znieczulicy, strachu i nienawiści. Zło które pozostawił po sobie Michael pogrąża miasto niczym zgnilizna, co przyczynia się do powstania kolejnego seryjnego mordercy.

Corey Cunningham był niepozornym, młodym mężczyzną odrzuconym przez społeczeństwo – obarczanie go winą za tragiczny wypadek i prześladowania przyczyniły się do tego, że jego strach urósł do nienawiści, a ta popchnęła go do morderstw. Corey staje się nowym seryjnym mordercą, symbolicznie błogosławionym przez samego Michaela Meyersa – ciąg mordów, strachu i nienawiści toczy się dalej. Laurie Strode raz jeszcze musi skonfrontować się nie tylko z Michaelem Meyersem, ale także z nowym mordercą. Będzie to dodatkowo trudne, ponieważ Corey był jej przyjacielem, oraz nowym partnerem jej wnuczki.

Sprawdź także: Top Gun: Maverick – Piękny powrót do dawnych czasów

 

Problemy idei trylogii Halloween

Halloween Zabija i Halloween. Finał pomimo ciekawych na papierze pomysłów nie okazały się tak intrygujące i prowokujące jak mogłyby być. Zawiodła przede wszystkim realizacja. David Gordon Green ma problem z łączeniem poważniejszych motywów, z umowną konwencją slashera, dobieraniem dwóch różnych tonów.

Slashery, także seria Halloween od lat były bardzo umowne w swojej konwencji. Opowiadają historie zamaskowanego mordercy, którego postępowania wykraczają poza możliwości jakiegokolwiek człowieka. Z kolei jego ofiary, często podejmują lekkomyślne działania, które tylko czynią z nich łatwiejszy cel dla mordercy. Wszystko po to, aby odhaczyć kolejne tropy charakterystyczne dla slashera. Wliczając w to morderstwa, które w zamyśle mają być jak najliczniejsze i najbrutalniejsze. Przez lata fani jednak przyzwyczaili się do tej specyfiki podgatunku horroru, jednak wszystko ma swoje granice.

Sprawdź także: Wszystko wszędzie naraz – mały dramat w odmętach multiwersum

 

Halloween zbyt ambitne?

David Gordon Green starał się zarówno przekazać dużo ważnych refleksji odnośnie ludzkiej moralności i społeczeństwa, jak przedstawić to w ramach konwencjonalnego slashera. Sprawia to, że wszystkie naiwności charakterystyczne dla horroru bardziej uwierają, niż zazwyczaj. Filmy próbują się traktować zbyt poważnie, pomimo masy groteskowych elementów i nierealistycznych rozwiązań. Halloween Zabija i Halloween. Finał to bardzo dosłowne filmy. Ocierające się o estetykę horroru klasy B gdzie morderstwa są absurdalnie brutalne, zaś morderca posiada wręcz nadprzyrodzone zdolności. Łatwiej to przyjąć w ramach mało ambitnego, rozrywkowego horroru, trudniej w ramach poważniejszych filmów próbujących nieść ważny przekaz.

Uwierają też momenty, w których reżyser próbuje opowiedzieć coś więcej, jednocześnie uproszczając to w ramach konwencji brutalnego horroru. Bohaterowie często prowadzą długie tyrady, powtarzają proste hasła i moralitety. Przez to wszystko komentarze i monologi bohaterów o istocie zła, zepsutym społeczeństwie Haddonfield wypadają zbyt banalnie i pretensjonalnie. Wcale nie skłaniają do refleksji, a tylko odbierają czas który można było poświęcić reszcie.

Skupia się na tym aspekcie tak bardzo, że na dalszy plan odchodzą centralne postacie tej serii. Laurie Strode nie jest obecna przez większość czasu Halloween Zabija, zaś Michael Meyers przez większość czasu Halloween. Finał. Zamiast tego spędzamy zbyt dużo czasu z masą nowych postaci, które nigdy nie zostają satysfakcjonująco rozwinięte, czy przedstawione w interesujący sposób. Sprowadzone są do dwóch, przedmiotowych ról – albo mają stanowić prosty symbol, albo zginąć w efektowny sposób. Jest to szczególnie frustrujące w przypadku Halloween. Finał, kiedy teoretycznie powinniśmy być najbardziej zaangażowani. Nie czuć, żeby najnowszy film zmierzał do ostatecznej konkluzji, nie ma tak dużego ładunku emocjonalnego jak powinien mieć.

Sprawdź także: Karol III – król ekolog

Co Halloween 2018 robiło lepiej?

Problemy te najmniej dotykały Halloween z 2018 roku, przez to że tam David Gordon Green najlepiej wywarzył elementy. Też opowiadał dramat dotkniętej traumą, starzejącej się Laurie Strode, miasteczka Haddonfield i koncepcji zła, jednak robił to delikatniej, jako podtekst. Więcej tam było miejsca na postacie, na camp, czarny humor charakterystyczny dla slasherów, ale też na autentyczne dreszcze i napięcie.

Było wystarczająco dużo miejsca na główną protagonistkę i antagonistę, dzięki czemu film zarówno bawił, ale także straszył i angażował. Halloween Zabija i Halloween. Finał za bardzo szły którą się stron, zamiast połączyć je jak w filmie z 2018. Przez co zniknęła gdzieś historia bohaterów, miejsce na autentyczne napięcie, refleksję, czy bezpretensjonalność charakterystyczna dla slasherów.

Sprawdź także: Adopcja czy hodowla? Jak to wpływa na bioróżnorodność?

Dlaczego Halloween Davida Gordona Greena nie powinien być trylogią?

Problemem jest sam pomysł na stworzenie trylogii Halloween. Film z 2018 roku miał idealnie zestawione pionki na planszy, aby stanowić autentyczny finał historii, podsumowanie wieloletniej walki Laurie z Michaelem. Kontynuacje tak naprawdę próbują robić to jeszcze raz, tylko za bardzo rozciągając elementy i rozbijając je niepotrzebnie na kolejne 2 filmy. Co dobitnie pokazuje finał ostatniej części, który tak naprawdę niewiele różni się od finału Halloween z 2018 roku. To jest ostatecznie ta sama historia, to samo starcie, ale znika już poczucie świeżości, nie ma też tak spójnej i satysfakcjonującej podbudowy.

Także w trzecim akcie najnowszej części znikają praktycznie wszystkie zagadnienia, które David Gordon Green próbował poruszać przez długi czas. Cała podróż Coreya Cunninghama na drogę zła traci jakiekolwiek znaczenie, podobnie jak cały dramat psującego się społeczeństwa. Wracamy raz jeszcze do prostej walki Laurie z Michaelem. Co sprawia, że niemal cały ten czas poświęcony na rozważania filozoficzne, czy społeczne, okazuje się zmarnowany. Halloween Zabija i Halloween. Finał technicznie to nadal są dobrze zrealizowane filmy – z świetnymi zdjęciami, scenografią, czy muzyką budującą klimat, z udanymi występami aktorskimi. Widać było, że nie brakowało pieniędzy, ani talentu, tylko pomysłu i umiaru na story art całej trylogii.

Sprawdź także: Ekologiczna katastrofa, czyli historia Jeziora Aralskiego

Podsumowanie

Problemem ostatnich części Halloween była zbyt duża pewność siebie twórców i ich pomysłów. Halloween Zabija i Halloween. Finał próbowały wszystkiego za bardzo, gubiąc gdzieś po drodze postacie, klimat grozy, czy ogólną esencję serii. Nie są to tragiczne filmy, wciąż technicznie czy aktorsko wypadają lepiej niż większość tasiemcowych slasherów. Problem w tym, że filmy te próbują podsumować jeden z najważniejszych cykli horrorów w historii, mają zbyt duże ambicje i brakuje w nich umiaru.

Znając tradycję serii, można spodziewać się że kiepski odbiór ostatnich części prędzej czy później zachęci kogoś do stworzenia kolejnej kontynuacji. Halloween już niejeden raz był restartowany, Jamie Lee Curtis nie jeden raz wracała do roli Laurie Strode, a Michael Meyers nie jeden raz umierał i wracał do życia. Czas pokaże.

Dodaj odpowiedź

Twój e-mail nie będzie opublikowany.

Sprawdź jeszcze

Więcej naszych wpisów