Migracja profesjonalnych zawodników do Fame MMA
Don Kasjo raczej nie hamuje się w wyrażaniu własnej opinii. Łatwiej znaleźć kogoś, kogo nie obraził na polskiej scenie sportów walki niż na odwrót. Z dużą pewnością wypowiada się na temat sportowców, będąc przy tym pewien własnych umiejętności. Jego wyzwiska kierowane w stronę Normana Parke nie były strzałami w powietrze. Obelgi dotarły do adresata, który podjął rękawice. Fanom MMA nie trzeba przedstawiać postaci charyzmatycznego Irlandczyka. W ciągu czterech ostatnich lat stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych wojowników w Polsce. W trash talku obaj Panowie byli siebie warci. Parke jest zawodnikiem z krwi i kości. Występował w UFC, ACB, czy KSW. Stoczył aż 37 walk w MMA. Mimo, że tym razem zmierzy się ze swoim przeciwnikiem w boksie, wciąż pozostaje faworytem. Ciężko stawiać na Życińskiego, kiedy stanie naprzeciw fightera, który walczy zawodowo od przeszło 15 lat. To starcie nie zainteresuje już tylko niedzielnych fanów MMA czy stałych kibiców Fame. Z racji doświadczenia i pozycji Irlandczyka tą walką mogą zainteresować się profesjonaliści. Zwykłe przejście jakiegoś zawodnika z jednej federacji do drugiej budzi często ciekawość i emocje, a co dopiero taka sytuacja. W tej kwestii wynik nie ma większego znaczenia. Każdy rezultat tej walki może dać sygnał zawodowcom, że jest dla nich miejsce w Fame MMA. Można zadać tutaj pytanie- Niby po co chcieliby przechodzić do tejże organizacji? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Od dawna wiadomo, że federacja godziwie wynagradza swoich zawodników. W wielu przypadkach były to znacznie większe kwoty niż oferują inne polskie federacje. Profesjonalista, żyjący i utrzymujący się z zawodowych walk, może dostrzec tutaj swoją szansę. Jeżeli Norman Parke wygra, to w rosterze Fame będzie już jeden profesjonalny fighter, z którym można walczyć. Parke reprezentuje dywizję w Polsce bardzo mocno obsadzoną. W kategorii lekkiej mamy wielu świetnych zawodników, którzy nie boją się wyzwań. W czasach, gdzie powstaje coraz więcej federacji i freak fighty są już niemalże na porządku dziennych, chęć walki dużej polskiej organizacji za duże pieniądze z profesjonalistą może wykazywać mnóstwo osób. Norman może zachęcić wielu wojowników do stanięcia z nim w szranki, a oni przyciągną kolejnych i w ten sposób roster Fame będzie obfitował w zawodników z krwi i kości. Jasne, organizatorzy zapowiedzieli, że freak fighty zawsze będą u nich najważniejsze. To może być powodem zestawiania klasycznych freaków, czyli influencerów i celebrytów, z topowymi zawodnikami. Śmiejcie się, oczywiście. To brzmi przezabawnie, jednak z gali na galę coraz większa liczba bohaterów Fame MMA imponuje umiejętnościami, które stale rosną. Walki z nimi mogłyby przynieść mnóstwo korzyści. Zasięgi, większa wypłata czy wzrost popularności, to tylko przykłady.
Wszystko to jest ewentualnym pokłosiem wygranej Parka. Co w przypadku, gdy zwycięży Kasjusz? Sytuacja może być podobna. Zawodnik zapowiedział, że chce się już bić z najlepszymi. Jedno z jego żądań zostało spełnione – dostał byłego zawodnika UFC. Kasjo jest przekonany, że w boksie wygra z każdym, kto stanie z nim do walki. Być może teraz walka odbędzie się w formule MMA, Życzyński zmniejszy swoje oczekiwania i organizatorzy ściągną mu kogoś z niższej półki. Gdyby wygrał z Irlandczykiem, jego obelgi i pyszałkowatość wskoczyłyby na zupełnie nowy poziom. Będzie mógł domagać się, kogo tylko będzie chciał. Jest on aktualnie jedną z najjaśniejszych gwiazd Fame MMA, a właściciele dopną wszelkich starań, zwłaszcza tych finansowych, by Don Kasjo dostał to, czego wymaga. To może rodzić ciekawe zestawienia i nieoczekiwane zakontraktowania w federacji. Dodatkowo wielu zawodników będzie dążyło do walki z Kasjuszem na włąsną rękę. Już w internecie masa fighterów odgraża się i oczekuje starcia z nim. Po wygranej nad Parkiem liczba chętnych może się drastycznie zwiększyć. Wtedy to Życiński sam będzie mógł wybierać rywali.
Norman Parke królem Fame MMA
Parke wygrywa. Powiedzmy przez nokaut. Przychodzi do Fame MMA, w walce wieczoru jubileuszowej gali deklasuje ich największą gwiazdę, zgarnia jego pas i sztabę złota. Bez żadnych rankingów, eliminatorów czy turniejów dostaje się na sam szczyt organizacji. Pokonując zawodnika, który do tej pory miał w federacji nieskazitelny rekord, generował największe wyświetlenia i zainteresowanie, stałby się niemalże Królem. Mógłby dyktować warunki. Oczy fanów Fame skierowane byłyby na niego. Każdy czekałby właśnie na jego ruch. Od dawna wiadomo o jego ciągłych przepychankach ze śmietanką polskiego MMA. Zawodnicy sami ustawialiby się do niego w kolejce. Po pierwsze, by zarobić lepiej niż u konkurencji. Po drugie, by zdobyć większe zainteresowanie i nowych fanów. Po trzecie, by stanąć na miejscu tego, który wywalczył sobie miejsce na szczycie. Mogłoby to znów wywołać falę migracji profesjonalnych zawodników do Fame MMA. Roster powiększałby się o nowe, ale doświadczone i zasłużone dla tej dyscypliny, twarze. Takie walki mogłyby się odbywać w umownych limitach wagowych, po których zawodnicy mogliby wybierać nowe, niestosowane dotychczas rozwiązania wagowe, i wybierać kolejne dywizje. To zmusiłoby organizatorów do wprowadzenia większej liczby pasów, do których ustawiałyby się jeszcze większe kolejki i nagle walki stawałyby się ciekawsze i bardziej znaczące dla całości. Norman Park będąc królem Fame MMA stanowiłby nowy trend w polskim sporcie. Za jego przykładem poszliby inni, a on sam dyktowałby warunki, podobnie jak ten, któremu może odebrać koronę.
Don Kasjo vs reszta świata
CIężko znaleźć kogoś na polskiej scenie freak fightów, do kogo Kasjo nie nawiązywał. Raz za razem obraża i wyzywa coraz to nowe postaci. Chętnych do walki z nim nie brakuje, ale w federacji wyrobił sobie taką pozycję, że sam może wybierać sobie przeciwników. Ostatnio jako warunek wyjścia do kolejnej walki podał konieczność zestawienia go z byłym zawodnikiem UFC. Wcześniej wypowiadając śmiałe tezy jakoby był w stanie pokonać w boksie Connora McGregora czy Khabiba Nurmagomedova. Spekulacjom nie było końca. W końcu niemożliwym wydaje się ściągnięcie tak wielkich nazwisk na polskie podwórko. Parke przewijał się od początku, jednak łączył go kontrakt z KSW, więc wszyscy myśleli, że do jego występu nie dojdzie. Jak się teraz okazało, nie ma rzeczy niemożliwych. Przyjmijmy zatem, że Kasjusz pokonuje Parka. Przy tej przepaści klas, jaka ich dzieli, nieważne w jaki sposób – czy przez nokaut, czy przez decyzję – fakt, że odniósł zwycięstwo, byłby wówczas najistotniejszy. Gdyby udało mu się rozprawić z Irlandczykiem, ego Kasjusza machałoby do nas z innej galaktyki. Kasjo mógłby wyzwać dosłownie każdego, bez wyjątku. Federacja na 100% chciałaby go zachować przy sobie, oferując dowolnie żądane kwoty. Oczywiście gdyby chciał walczyć. Pewnie chciałby, ale tylko z kimś, nad kim wygrana dałaby mu coś. Prawdopodobnie po raz kolejny celowałby wyżej i tym razem organizatorzy musieliby już załatwić kogoś “ekstra”. Pieniądze nie grałyby większej roli, skoro jedna z największych gwiazd zostaje w federacji, jego sława przyciąga tłumy, sprzedaż się zgadza i zarabiają na nim więcej niż wydadzą. Mogliby wówczas wydać kosmiczne kwoty na zakontraktowanie jakieś wielkiej gwiazdy. Rozgłos i zasięgi zawodnika klasy światowej mogłyby przebić inne polskie organizacje razem wzięte. Oczywiście, można to odebrać za kolejne powtórzenia, ale naprawdę… Który wówczas polski profesjonalista nie chciałby zawalczyć w federacji, w której bije się słynny zawodnik i może on stanowić most do lepszej kariery? Polscy wojownicy mogliby myśleć, że skoro ściągnięto “giganta” dla Kasjusza, to czemu nie dla nich. Zgadzałyby się pieniądze, zasięgi, sportowe wyzwania i kolejne etapy rozwoju. Kasjusz Życiński jest polskim Jake’em Paulem. Wszystko wskazuje na to, że może iść po jego śladach, dobierać sobie coraz lepszych rywali i zarabiać na tym potężne sumy pieniędzy. Za jego sprawą za jakiś czas możemy ujrzeć w Polsce gwiazdę światowego formatu, o której nikt dotychczas nawet nie marzył. Kto wie, może przyciągnie za sobą kolejnych?
Nowy kierunek w polskim MMA
Gala z tą walką wieczoru sprzedaje się znakomicie. Pojedynek budzi ogromne i wręcz skrajne emocje. Typowy freak mierzy się z prawdziwym zawodowcem. Ludzie to oglądają, walka trzyma jakiś poziom, wpływy wydają się być potężne. Czemu więc nie ukroić sobie z tego tortu większego kawałka i nie interesować się w przyszłości okruchami? Polskie federacje sięgałyby po to rozwiązanie. Ściągałyby wówczas do siebie głośne nazwiska ze świata influencerów czy celebrytów, napędzając konflikt i zestawiając ich z czołowym zawodnikiem własnej organizacji. To napędzałoby oglądalność i dawałoby rozgłos. Podobnie jak Fame MMA po wygranej Kasjusza, organizatorzy pokusiliby się za jakiś czas o nowe, większe gwiazdy lub po prostu świetnych i rozpoznawalnych zawodników. Za jakiś czas karty walk poszczególnych polskich organizacji mogą być w znacznym stopniu wypełniane freakfightami, w którym ½ składu to profesjonalista.
Wszystkie reflektory na Normana i Kasjusza!
Main Event Fame MMA 10 może być przełomowy. Oczywiście to wszystko to jedynie domysły i spekulacje, które jeżeli okażą się trafne, to zapewne po dłuższym czasie. Może się również okazać, że ta walka nie zmieni kompletnie nic i po jakimś czasie rozejdzie się po kościach. Niezależnie od zdania, jakie macie na temat Fame MMA, warto śledzić to wydarzenie i całą tę otoczkę. Śmiało można spodziewać się tutaj rekordowych wpływów ze sprzedaży PPV. Poza walkami gala będzie zapewne obfitowała w różnego rodzaju zaskoczenia, np. ogłoszenia nowych zestawień, koncerty czy innego rodzaju uatrakcyjnienia. Walka Kasjusz Życiński vs Norman Park zwróci uwagę całej polskiej sceny MMA. Warto uważnie śledzić i kto wie, może ten tekst okaże się trafny?