W związku z niedawną premierą filmu Fantastyczne Zwierzęta: Tajemnice Dumbledora, warto przeanalizować całą serię pod względem zgodności z oryginałem, a także jako oddzielny wytwór filmowy. Czy trzeci film z serii wnosi coś nowego do historii zarysowanej przez J. K. Rowling w 7 książkach o Harrym Potterze?
Analizując wypowiedzi krytyków oraz widzów — trzecia część Fantastycznych Zwierząt jest uznawana za najgorszą z całej serii. Ja śmiem jednak nie zgodzić się do końca z tym osądzeniem i stwierdzić, że cała seria jest równo nieudanym projektem.
Jak przy tak dużym nakładzie finansowym, wsparciu jednego z największych studiów filmowych na świecie oraz zaangażowaniu najlepszych gwiazd kina, film ten okazał się takim niewypałem? Postanowiłam podejść do tematu z otwartą głową i spojrzeć na Fantastyczne Zwierzęta zarówno z perspektywy fanki oryginału, jak i studentki filmoznawstwa, oceniając tę serię względem jej pierwowzoru oraz jako oddzielny wytwór filmowy.
Fantastyczne Zwierzęta a oryginał
Mimo że od premiery pierwszego filmu o przygodach Harry’ego Pottera minęło już ponad 20 lat, film ten nie zestarzał się nawet o jeden dzień. (Można by się tu nie zgodzić, ze względu na raczkujące SGI, które sprawia, że trzygłowy pies pilnujący Kamienia Filozoficznego wygląda niezbyt realnie, natomiast nie o to tu w tym wszystkim chodzi). Twórcy pierwszych ekranizacji książek J.K. Rowling zapewnili widzom podróż w głąb fantastycznego świata czarodziejów głównie za sprawą świetnie przygotowanych rekwizytów i scenografii, która aż bije po oczach magiczną aurą. Niestety nie można powiedzieć tego samego o twórcach Fantastycznych Zwierząt.
Hogwart z tektury
Zwodzącym, ale jakże skutecznym zabiegiem było umieszczenie Hogwartu na plakatach promujących Tajemnice Dumbledora. Widzowie zapewne spodziewali się, że w nadchodzącym filmie w końcu dostaną więcej scen odbywających się na terenie szkoły dla czarodziejów. Długo oczekiwany “powrót” tego ikonicznego miejsca na pewno wzruszyłby niejednego fana oryginalnej serii. Jednak Hogwart pojawia się w filmie tylko na chwilę, a przy tym wydaje się nieco inny i bardziej “sztuczny i odległy” od znanej nam dobrze szkoły magii i czarodziejstwa.
W jednej ze scen filmu bohaterowie pojawiają się w Hogwarcie, by omówić z Dumbledorem plan działania. Spotykają tam Jacoba Kowalskiego siedzącego przy stole Krukonów. Scena wygląda niczym doklejona w postprodukcji. Znajome wnętrze Wielkiej Sali nie pasuje do amerykańskiego klimatu Fantastycznych Zwierząt, a zasiadający przy stołach uczniowie wyglądają na zagubionych w magicznym świecie mugoli. Przez to Hogwart wydaje się marną podróbką zamku ukrywającego masę tajemnic i czarów, których nawet sam Dumbledore nie był świadom.
Sprawdź także: Disney+ już niedługo w Polsce! Co warto oglądać w serwisie Disney Plus?
Brak logiki i klimatu
Seria filmów Fantastyczne Zwierzęta ma tyle dziur logicznych względem serii oryginalnej, że czasem naprawdę ciężko jest uwierzyć, że sama J. K. Rowling zaangażowana jest w jej produkcję od samego początku. Prequel Harry’ego Pottera, opowiadający o przeszłości Dumbledora, Grindelwalda oraz o społeczności amerykańskich czarodziejów, ma bardzo dużo niedopowiedzeń i błędów logicznych niespójnych z oryginalną serią.
Przykładem jest przedstawienie młodszej wersji Dumbledore’a, w sposób nad wyraz „Hollywoodzki”. Osobiście nie kupuję wersji Juda Law, która emanuje niepotrzebnym sexappealem i zaburza obraz Dumbledora jako zwariowanego mędrca, uciekającego się do nieoczywistych środków w celu pokonania zła. Nie zapominajmy również o tym, że Dumbledore został dyrektorem szkoły w późnych latach 50., ale w Fantastycznych Zwierzętach mających miejsce 30 lat wcześniej wydaje się być najważniejszą osobą w zamku. No i wygląda niesamowicie młodo i nowocześnie jak na czarodzieja z mroczną przeszłością.
Kolejna kwestia to wątpliwe działanie magii i czarów rzucanych przez czarodziejów w filmie. To, co udało się w oryginalnej serii to przedstawienie magii w bardzo logiczny sposób. Jak wiemy z oryginalnych książek, nie wszystko jest możliwe do osiągnięcia w świecie czarodziejów, a każde rzucone zaklęcie może mieć nieodwracalne konsekwencje. Jednak bohaterowie Fantastycznych Zwierząt machają różdżkami na prawo i lewo strzelając błyskającymi promieniami bez żadnego sensu, a czasem nawet nie potrzebują żadnego narzędzia, by rzucić jakiś czar (co jest praktycznie niemożliwe w świecie J. K. Rowling). Magia wydaje się działać tu na innych zasadach niż w książkach o Potterze.
Gdzie ta Magia?
Trzeci film z serii o Fantastycznych Zwierzętach nosi tytuł “Tajemnice Dumbledora”. Jednak film nie wyjawia niczego nowego o przeszłości słynnego profesora, czego Rowling nie wyjawiłaby wcześniej. Mroczny sekret rodziny czarodzieja był dobrze znany uważnym czytelnikom już od wielu lat, a o jego romansie z Grinelwaldem autorka książek wspominała już wielkokrotnie w wywiadach. Największą tajemnicą w filmie jest za to zanik magii, której praktycznie nie doświadczamy na ekranie.
Reżyseria Fantastycznych Zwierząt zaburza wcześniej zarysowane uniwersum Harry’ego Pottera, wchodząc częściej w nuty filmu superbohaterskiego (sceny walk wyglądają niczym wyjęte z Marvela) niżeli filmu o czarodziejskim świecie. Gdyby podmienić bohaterom różdżki na broń palną wiele by się nie zmieniło w ogólnym rozwoju wydarzeń. Magia schodzi tu na trzeci plan…
Hollywoodzie wpływy
W filmach o magicznym świecie klimat to jeden z najważniejszych komponentów działających na rzecz realizmu, zaraz po efektach specjalnych czy grze aktorskiej. Fantastyczne Zwierzęta przypominają jednak bardziej film gangsterski niżeli baśń o czarodziejach.
Wydarzenia dziejące się w Nowojorskiej strefie czasowej wydają się niepotrzebnie „unowocześnione” na rzecz wyeksponowania amerykańskiej społeczności czarodziejów. Baśniowy świat Harry’ego Pottera niestety nie przełożył się na amerykańskie warunki, cuchnące hollywoodzkimi wpływami. Cała otoczka związana z umiejscowieniem opowieści o magicznym chłopcu w angielskiej kulturze zanika wraz z przeniesieniem miejsca akcji do Manhattanu.
Sprawdź także: Ranking najlepszych filmów o nastolatkach ostatnich 20. lat
Mise-en-scene i kostiumy
Czy naprawdę mamy uwierzyć w to, że czarodzieje w 1926 roku ubierali się bardziej nowocześnie niż ci znani nam z czasów HP, czyli w późnych latach 90.? Trudno jest machnąć ręką na brak przywiązania do szczegółów w nowej serii i odpuszczenie niektórych kwestii kosmetycznych, ponieważ dla prawdziwego fana nawet czarodziejska moda ma znaczenie. Nie można zapomnieć o tym, że uniwersum Harry’ego Pottera jest przede wszystkim mocno oparte na świecie przedstawionym, który triumfuje nie tylko efektami specjalnymi, ale przede wszystkim starannie wykonanymi rekwizytami i kostiumami.
W serii filmowej o młodym czarodzieju bardzo duża uwaga była przywiązywana do właśnie takich rozwiązań wizualnych. Wszystko to sprawiało, że magiczny świat Harry’ego Pottera wydawał się realny i na wyciągnięcie ręki, czego niestety nie można powiedzieć o Fantastycznych Zwierzętach, gdzie wszystko wygląda bardzo sztucznie. Zachowanie wrażenia autentyczności nawet w świecie magicznym to sztuka filmowa, która ma znaczenie niczym tak duże, jak sam scenariusz. A więc nic dziwnego, że w świat Fantastycznych Zwierząt jest po prostu bardzo trudno uwierzyć.
Nikły zarys postaci w Fantastycznych Zwierzętach
Kolejnym problemem z serią Fantastyczne Zwierzęta jest brak dobrze zarysowanych bohaterów pierwszoplanowych. Największą zaletą serii o Harrym Potterze byli jej charyzmatyczni bohaterowie, którzy zapadali w pamięć już po jednym seansie filmu. Zdecydowanym talentem J. K. Rowling było stworzenie postaci tak ikonicznych, że ich imiona i nazwiska na zawsze weszły do dyskursu społecznego na całym świecie. Każda osoba zaznajomiona z serią wiedziała, kim jest Hagrid, profesor McGonagall czy Syriusz Black. Bohaterowie Fantastycznych Zwierzęt są dla odmiany tak pozbawieni charyzmy, a ich losy są tak obojętne dla ogólnego rozwoju wydarzeń, że równie dobrze można by zastąpić ich postaciami z M jak Miłość, a nic by się nie zmieniło.
Wątpliwy główny bohater
Główny bohater serii — Newt Scamander — to najmniej charyzmatyczna postać z uniwersum Harry’ego Pottera. Motywacja Newta nie jest do końca znana, a jego „umiejętności” nie wnoszą nic do walki z Grinderwaldem. Nawet wszelkie starania Eddiego Redmayna nie pozwalają uwierzyć w tę postać jako domniemaną prawą rękę Dumbledore’a w walce z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem zaraz po Sami-Wiecie-Kim. Dlatego też Newt Scamander nie jest wystarczająco dobrą postacią, aby udźwignąć rolę głównego bohatera.
Niewątpliwie najmocniejszym punktem najnowszej części jest Mads Mikkelsen, który w roli Grindelwalda odnajduje się najlepiej ze wszystkich trzech aktorów wcielających się w tę postać na przestrzeni wszytskich filmów. Warto również docenić postać Quennie, która jak zawsze rozświetla każdą scenę, w której się pojawia, nawet będąc po ciemnej stronie mocy.
Nieokreślony gatunek
Abstrahując od całej serii o Harrym Potterze, skupmy się na samych Fantastycznych Zwierzętach, jako samodzielnym filmie, opowiadającym o społeczności czarodziejów działających w Nowym Jorku pod koniec lat 20. XX wieku. O ile sukces box-office’owy pierwszych Fantastycznych Zwierząt oparty był na ciekawości fanów oryginału, o tyle film sam w sobie nie był niczym innym tylko zapchajdziurą na rynku filmów przygodowych, rozgrywających się zawsze w ten sam sposób. Brak tu motywacji bohaterów, dobrze zarysowanego zagrożenia i wyraźnej fabuły. Magiczne zwierzęta, które z założenia miały być głównym punktem zaczepienia w przedstawianej nam historii, wraz z premierą nowych części serii schodzą na coraz to dalszy plan. Należy zadać sobie w takim razie pytanie, po co ten film powstał i czy rzeczywiście istniało zapotrzebowanie ze strony fanów Pottera na głębszą eksplorację świata przedstawionego w książkach Rowling?
Czy warto rozwijać dalej serię Fantastyczne Zwierzęta?
Kiepski odbiór scenariusza do Przeklętego Dziecka (sequel wzbudził kontrowersję wśród fanów) wskazywał na to, że może jednak nie powinniśmy rozwijać serii, która miała swój ewidentnie zarysowany finał w Insygniach Śmierci. Wiadomo, że odgrzewanie kotleta to bardzo ryzykowna gra, mierzymy się tu bowiem z legendą, którą Harry Potter stał się jeszcze zanim seria ujrzała swój koniec. Taki oczywisty skok na kasę ze strony twórców Fantastycznych Zwierząt nie mogł wyjść obronną ręką i niestety widać to w odbiorze widzów, jak i krytyków. Ci drudzy jednoznacznie określają Tajemnice Dumbledora jako wytwór filmopodobny bez krzty magii. I ja do nich dołączam w tej opinii.
Wniosek jest taki, że cała seria nie wnosi nic nowego do zarysowanego wcześniej świata czarodziejów, a dodatkowo nie jest interesującym filmem samym w sobie, abstrahując od całej historii Dumbledora i Grindelwalda.
Podsumowanie
Historia przeszłości Dumbledora zarysowana lekko w ostatniej książce z serii o Harrym Potterze miała ogrom potencjału, który niestety nie został ani trochę wykorzystany. Twórcy grają na emocjach fanów oryginału, wiedząc, że nawet wzmianka o uwielbianych bohaterach skusi masę widzów do zakupienia biletów na seans. Jest to bardzo przykry dowód na to, że seria Fantastyczne Zwierzęta to typowy “cash grab” oparty na zaufaniu fanów zbudowanym przez wiele lat. Niestety, nie otrzymaliśmy w zamian za obdarowane zaufanie wystarczająco dobrego widowiska filmowego, aby mianować Fantastyczne Zwierzęta do rangi “kultowej serii”. Film ani nie dostarcza wystarczającej rozrywki, ani nie uzupełnia wątków napoczętych w książkach o Harrym Potterze.
Może jeszcze kiedyś uda się powtórzyć sukces Pottera za sprawą równie ciekawej historii ze świata czarodziejów i ponownie doświadczymy magii na ekranie. Do tego jednak potrzeba pasji i determinacji oraz szacunku do oryginału ze strony twórców filmowych. Dopóki ten moment nie nadejdzie, polecam powtórzyć sobie książki i adaptacje filmowe oryginalnej serii — jest to zdecydowanie lepiej skonsumowany czas niż seans nowych Fantastycznych Zwierząt.