lifestyle

Gray Man – Netflix próbuje stworzyć kolejny blockbuster

Netflix od lat próbuje przyciągnąć widownię produkcjami, które rozmachem mogłyby rywalizować z kinowymi blockbusterami. Gray Man jest kolejną próbą, a przy okazji najdroższym filmem platformy streamingowej. Zaangażowano ludzi, którzy odpowiedzialni byli za sukcesy największych hitów Marvela. Udało się stworzyć przyzwoite kino akcji, które może i cieszy oko obrazami, ale czegoś nadal w nim brakuje.

Gray Man, czyli największa megaprodukcja Netflixa

Od lat trwają spekulacje, czy streaming nie wyprze kin w przyszłości. Od premiery Bright z 2018 roku, Netflix próbuje co jakiś czas wyprodukować wysokobudżetowe widowisko, które mogłoby konkurować z kinowymi blockbusterami. 22 lipca tego roku premierę miał na Netflixie najdroższy film w historii streamingu, czyli Gray Man, adaptacja powieści Marka Greaneya z budżetem o wysokości 200 mln dolarów.

Gray Man

Sprawdź także: Obi-Wan Kenobi – fanserwis to za mało

Gray Man jako sprawnie obliczony produkt

Netflix czujnie obserwuje rynek i próbuje na podstawie trendów stworzyć formułę najlepiej sprzedającego się filmu. Niestety nie ma praw do marek tak popularnych, jak Star Wars, czy Marvel, więc próbuje sam stworzyć własne franczyzy. Jednocześnie sięga po nazwiska kojarzone ze światem mainstreamu.

Do wyreżyserowania filmu Gray Man zaangażowano Joe i Anthony’ego Russo, duet reżyserów który odpowiadał za najbardziej kasowe filmy w historii Marvela. To oni nakręcili Avengers: Wojna bez granic i Avengers: Koniec gry, ale też film Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz i Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów. Zaangażowano też najgłośniejsze nazwiska Hollywood. W rolach głównych występują Ryan Gosling, Ana de Armas i Chris Evans. Sam Gray Man pod wieloma względami przypomina poprzednie filmy pary reżyserów, a konkretniej cykl o Kapitanie Ameryce. Również mamy do czynienia z kinem akcji graniczącym z szpiegowskim, z rozbuchanymi scenami akcji, łączącym powagę z komedią i z bohaterami dokonującymi nadludzkich czynów. Widać tutaj także sporo inspiracji cyklem o Jamesie Bondzie lub Johnie Wicku.

Gray Man

Sprawdź także: Dziedzictwo Stranger Things mierzy się ze spadkiem formy – recenzja 1. części 4 sezonu

Autentyczne widowisko na małym ekranie

Netflix od lat miał niesławną renomę wytwórni produkującej masowo filmy, które wyglądają tanio i syntetycznie, nawet pomimo wysokiego budżetu. Gray Man na szczęście się wyłamuje. To jest film po którym faktycznie widać budżet o wysokości 200 mln dolarów oraz że pracowali nad nim utalentowani reżyserzy kina akcji.

Wzorem najdroższych filmów szpiegowskich wrzuca nas do masy egzotycznych lokacji. Zdjęcia dobrze budują poczucie skali, scenografie są różnorodne i atrakcyjne wizualnie, efekty specjalne zaś autentycznie widowiskowe. Film odpowiednio dozuje ilość efektów CGI i kładzie duży nacisk na efekty praktyczne, kaskaderkę i pirotechnikę.
Scen akcji jest tu cała masa, zawsze są rozbudowane i pomysłowo zaaranżowane. Bracia Russo sprawnie posługują się montażem w scenach walki – niby jest dużo cięć i trzęsącej się kamery, ale nie ma poczucia chaosu. Dynamiczny montaż skutecznie podbija tempo. Zdarzają się też sekwencje z dłuższymi ujęciami i łagodniejszymi ruchami kamery, niczym w Johnie Wicku. Choreografia walk jest skomplikowana, często opiera się na pomysłowym wykorzystaniu elementów otoczenia. Widać także wyraźnie, jak bohaterowie się męczą w trakcie walki, jak obrażenia wpływają na ich ruchy. To wszystko sprawia, że Gray Man utrzymuje balans między absurdalnym, rozbuchanym widowiskiem, a mięsistym kinem akcji, podczas którego czuć wszystkie zadane ciosy.
Gray Man

 

Sprawdź także: Top Gun: Maverick – Piękny powrót do dawnych czasów

Gray Man bez serca

Gray Man robi wrażenie ładnego widowiska, któremu jednak brakuje tożsamości i duszy. To składak the best off kina sensacyjnego ostatnich 20 lat – odhacza wszelkie możliwe tropy i klisze. Twórcy w żadnym momencie nie silą się na przełamanie schematu albo na spojrzenie na nie z dystansem. Bohaterowie są maksymalnie dwuwymiarowi, a ich dialogi składają się wyłącznie z ekspozycji i one-linerów. Aktorzy robią, co mogą – zarówno jeśli chodzi o fizyczne zaangażowanie w scenach akcji, ruchy ciała, czy serwowaniu humorystycznych tekstów – to jednak nie wystarczy przy tak banalnym i nijakim skrypcie.

Scenariusz nie spełnia nawet takich podstaw jak nakreślanie relacji między bohaterami, czy story arcu. Każda postać jest po prostu pewnym archetypem kina akcji, który służy jako proste narzędzie fabularne. To sprawia, że Gray Man pomimo masy dobrych scen akcji, nie angażuje emocjonalnie. Nie ma tutaj ani interesującej historii, ani postaci, na których by nam zależało. Nie pomaga też fakt, że film jest przynajmniej o 20 minut za długi.

Podsumowanie

Netflix pokazuje, co by było, gdyby bracia Russo próbowali stworzyć Kapitana Amerykę bez powiązań z Marvelem. Mamy masę identycznych składników, znowu otrzymaliśmy widowiskowe kino akcji z prostą intrygą, z odrobiną powagi i humoru. Jednak brakuje budulca w postaci wyrazistych bohaterów, którzy by się rozwijali, wchodzili w relacje między sobą. Elementu, do którego fani lubią wracać. To sprawia, że Gray Man chociaż jest sprawnym widowiskiem, przy którym fani kina akcji będą się dobrze bawili, nie ma potencjału na całą franczyzę, którą Netflix pragnie budować.

Dodaj odpowiedź

Twój e-mail nie będzie opublikowany.

Sprawdź jeszcze

Więcej naszych wpisów