Okoliczności powstania filmu
Ponure i pełne niepokoju lata 70. dobiegły końca. Wyobraźcie sobie rok 1980: koniec jakże płodnej ery w historii amerykańskiego kina, jaką było New Hollywood, wielki blamaż finansowo-artystyczny Wrót niebios (1980) oraz wizja prezydentury Ronalda Reagana. Na horyzoncie jednak pojawiło się światło nadziei (nie, nie mam na myśli rewelacyjnego sezonu Magica Johnsona i zdobytego tytułu mistrza NBA przez Los Angeles Lakers). Porażająca moc tego światła nie wzięła się znikąd, gdyż u jego źródeł znalazły się trzy postaci, których wpływ na rozwój światowej kinematografii trudno zmierzyć ludzkim umysłem.
Mowa o twórcach noszących imiona: Steven Spielberg (Szczęki; Bliskie spotkania trzeciego stopnia), George Lucas (Amerykańskie graffiti; Gwiezdne wojny IV) i Lawrence Kasdan (Gwiezdne wojny V; Żar ciała). Spielberg, po sukcesach reżyserskich drugiej połowy lat 70., kontynuował świetną passę w następnej dekadzie reżyserując między innymi trzy części Indiany Jonesa, rodzinny hit E.T. (1982) oraz Kolor purpury (1985).
Co ciekawe, w pierwszych pomysłach przedstawianych przez Lucasa, głównym bohaterem filmu miał być Indiana Smith. Z kolei żona twórcy Gwiezdnych wojen, mocno naciskała na obsadzenie w tytułowej roli Toma Sellecka, uwielbianego za jego rolę w Magnum (1980-1988). Grzechem byłoby nie wspomnienie angażu Johna Williamsa, którego muzyczny motyw przewodni jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych dzieł muzyki filmowej.
Harrison Ford jako Indiana Jones
Indiana Jones i poszukiwacze zaginionej Arki okazał się częścią nieprawdopodobnej serii udanych przedsięwzięć Harrisona Forda, która trwała kilkanaście lat, a byłbym w stanie argumentować, że nawet dłużej. Wspomnę tylko kilka tytułów: Gwiezdne wojny IV (1977); Czas apokalipsy (1979); Gwiezdne wojny V (1980); Poszukiwacze zaginionej Arki (1981); Łowca androidów (1982); Gwiezdne wojny VI (1983); Indiana Jones i Świątynia Zagłady (1984); Pracująca dziewczyna (1988); Indiana Jones i ostatnia krucjata (1989). Ford, jako szukający przygód archeolog, stał się ideałem: kobiety pragną z nim być, a mężczyźni chcą nim być. Podobny fenomen miał miejsce przy okazji wybuchu popularności Brada Pitta na przełomie wieków. Po premierze filmu, 38-letni już Harrison, zajął miejsce wchodzącego w inny etap życia Roberta Redforda. Stał się symbolem. Lata 80. należały do jego trzydniowego zarostu, kontrowersyjnego poczucia humoru i luźnego podejścia do codziennej egzystencji.
Poszukiwacze zaginionej Arki – niedościgniony film akcji
Film rozpoczyna się sceną, która nadaje ekstremalne tempo, pozostające z widzem aż do samego końca: peruwiańska świątynia, nieokiełznana dżungla, Indy oraz jego przewodnik grany dość kuriozalnie przez 27-letniego Alfreda Molinę. Ford oszukany przez swojego towarzysza, z gracją i przebiegłością bardziej wysportowanego od siebie aktora, ucieka ze świątyni-pułapki z poszukiwanym artefaktem w dłoni. Śmiertelne zapadnie, kolce oraz kilkutonowe, kamienne kule stały się pierwowzorem przeszkód, z którymi musi poradzić sobie główny bohater tego typu kina (choćby Nicolas Cage w Skarbie narodów). Scena dobiega końca i wydaje ci się, że może jedna, może dwie tego typu sekwencje czekają na ciebie w przeciągu następnych dwóch godzin.
Mylisz się. Naturalnie, Spielberg wplata w film sceny o spokojniejszym tonie, które pozwalają na zrozumienie aspiracji i ogromnej wiedzy historycznej Jonesa. Czystą przyjemnością jest oglądanie końcówki wykładu prowadzonego przez tytułowego profesora. Wpatrzone w niego młode studentki nie mają zielonego pojęcia o kolejnych egipskich dynastiach opisywanych przez Jonesa. W tej scenie warto zwrócić uwagę na młodzieńca, który opuszczając audytorium, zrezygnowany kładzie jabłko na biurku Indiany. Jest to znak uznania, podziwu, a przy tym zrozumienia swojej pozycji względem przystojnego profesora.
Indiana Jones w podróży
Fakt, iż co 10 minut widz raczony jest kolejną sceną akcji, jest możliwy również dzięki nieustannej zmianie lokalizacji. Fantastyczna scena walki z nazistami w nepalskim barze prowadzonym przez Marion (Karen Allen), której relacja z Indianą to zdecydowanie słaby punkt fabuły, jest tylko wstępem do zapierającej dech w piersiach sceny pościgu ulicami Kairu. Mimo egzotycznych lokalizacji, większość zdjęć zrobiono w pod londyńskich studiach. Rola Egiptu natomiast, przypadła Tunezji, której pustynne temperatury dochodzące do 50 stopni Celsjusza w połączeniu z szokiem wywołanym lokalnym jedzeniem, doprowadziły do plagi dyzenterii wśród wszystkich pracujących przy filmie. Niemal wszystkich, gdyż Spielberg zabrawszy ze sobą duży zapas suchego prowiantu, cudem uniknął choroby przewodu pokarmowego. Warto jeszcze dodać, że Tunezja wykorzystywana była już wcześniej przez Lucasa jako pustynna planeta Tatooine w Gwiezdnych wojnach.
Reakcje na film w 1981 roku
W skali globalnej film zarobił 330,5 milionów dolarów. W Stanach Zjednoczonych nie znikał z repertuarów kin przez 13 miesięcy! Po eksperymentalnych latach 70., wraz z postacią Indiany Jonesa, do kin wróciła rozrywka w najczystszej i jakże satysfakcjonującej postaci. Mój osobisty autorytet krytyki filmowej – Roger Ebert – tymi oto słowami opisał film Spielberga: “(…) doświadczenie pozacielesne, film posiadający wspaniałą wyobraźnię i karkołomną szybkość, która chwyta cię w pierwszym ujęciu, popycha cię przez serię niesamowitych przygód i przywraca rzeczywistości dwie godziny później – bez tchu, z zawrotami głowy i z głupawym uśmiechem na twarzy”. Bardziej krytyczna była z kolei często nieugięta i konserwatywna w swoich opiniach Pauline Kael, która grę aktorską określiła następująco: “Aktorzy w filmie to w większości tylko ciała niosące ze sobą fragmenty fabuły. Brzmią, jakby kazano im czytać dialog w biegu.”
Poszukiwacze zaginionej Arki – opinia emocjonalnego kinomana
Czy jest to produkcja, którą jednym tchem wymienię na liście moich ulubionych filmów? Zależy, jak długa jest ta lista i czy w ogóle wierzę w sens takich zestawień. Na pewno jest to film, który w 2040 roku obejrzę wraz z moim 11-letnim synem. Ja – z kieliszkiem Chateau Musar w dłoni, on – ze szklanką soku pomarańczowego. Bo czyż właśnie nie to jest największą zaletą tego blockbustera? Filmu, który przyprawia cię o uśmiech, gdy tylko słyszysz muzykę Williamsa, filmu stanowiącego kanon kina przygodowego dla twórców kolejnych dekad, a także filmu na niedzielne popołudnie, który jest błogim ukojeniem po intensywnej nocy spędzonej w zatłoczonych barach pełnych ludzi czekających na premierę nowego Marvela. Poszukiwacze zaginionej Arki to dzieło kompletne, niepotrzebujące, niewymagające, nienarzucające się. To kino w nieskazitelnej postaci, przepełnione humorem, akcją i kunsztem.
Osobista prośba od autora
A więc – czytelniku tego skromnego artykułu – w spokojny, weekendowy wieczór, zamiast kolejnej komedii romantycznej Netflixa, uracz się 40-letnią perełką światowego kina. Podejdź do tego z otwartą głową i brakiem oczekiwań. Przeżyj dwugodzinną, finediningową kolację degustacyjną serwowaną przez mistrzów dwudziestowiecznej kinematografii. Jeżeli wyłączysz film po 40 minutach z myślą “ee, słabizna” – najzwyczajniej będziesz w błędzie.