lifestyle

Kiedy Disney+ w Polsce? Cieszymy się nim od dziś!

Bajki Disneya oglądaliśmy w dzieciństwie wszyscy, nawet jeśli niektórzy się nie przyznają do tego, że płakali podczas oglądania „Króla Lwa” (nie wierzcie im). Dlatego czy może być lepsza wiadomość dla miłośników powrotów do dzieciństwa niż możliwość obejrzenia WSZYSTKICH ulubionych kreskówek Walta Disneya zgromadzonych w jednym miejscu? Oczywiście, że nie. Taką właśnie możliwość daje Wam Disney+, platforma, której wejście do Polski zapowiadane było już od 2 lat, a która dziś właśnie zadebiutowała wśród dostępnych serwisów streamingowych.

Co oprócz bajek? Disney+ – oferta dla każdego

Oczywiście nie samymi bajkami Disney+ w Polsce stoi. Bogata oferta zawiera też produkcje Pixar, Marvela, FOX, National Geographic czy Star Wars. Na platformie będą też udostępnione niektóre produkcje z Hulu, a także z programu Disney Channel. Co ważne, wszystkie produkcje mają polskie napisy, lektora bądź dubbing, więc każdy znajdzie coś dla siebie! Czy polski Disney+ jest taki sam, jak zagraniczny? Niestety polska oferta nie pokrywa się całkowicie z najbogatszą ofertą amerykańską, ale możecie liczyć na to, że będzie się sukcesywnie powiększać. Ile kosztuje subskrypcja Disney+? Miesięcznie jest to koszt 28,99 zł lub 289,90 zł rocznie. Co ważne, Disney+ nie walczy ze współdzieleniem konta, jak zapowiedział to np. Netflix, a mało tego, udostępnia nawet opcję Group Watch!

 

Czytaj też: Disney+ już niedługo w Polsce! Co warto oglądać w serwisie Disney Plus?

Marvel i Star Wars – najbardziej wyjątkowe w ofercie Disney+

 Musicie przyznać, że pewnie wielu z Was z rozpaczą żegnało dostępne niegdyś na Netflix produkcje ze stajni MCU, a także produkcje ze świata Star Wars, które można było oglądać na HBO Go. To było preludium do przejęcia obydwu marek przez Disney+, dzięki czemu platforma może teraz pochwalić się dostępem do dwóch najlepszych (fanów Star Treka i DC prosimy o wybaczenie) uniwersów fantasy/science-fiction. Biblioteki te są uporządkowane tak, aby nawet osoby, które dopiero wkraczają w te światy mogły się z nimi zapoznać w odpowiedni sposób – można bowiem wybrać oglądanie zgodne z chronologią powstawania filmów lub chronologią zgodną z linia fabularną opowieści.

Czytaj też: Top Gun: Maverick – Piękny powrót do dawnych czasów

Dlaczego na „Obi-Wana Kenobiego” warto było czekać?

 Nie da się ukryć, że jedną z najbardziej wyczekiwanych pozycji w Disney+ był serial „Obi-Wan Kenobi”, który fabularnie wypełnia część luki między 3 częścią „Gwiezdnych Wojen” – „Zemstą Sithów”, a 4 częścią – „Nową Nadzieją”. Sprawa jest prosta – to pierwsza produkcja ze świata Star Wars, która miała szansę scalić najbardziej skłócony fandom świata. Czy się udało?

Z całą pewnością. Na serial czekali zarówno wielbiciele tzw. starej trylogii (części VI-IV), jak i ci, którzy nie płoną nienawiścią na samo wspomnienie tzw. nowej trylogii (części I-III). A na pewno czekali także „świeżaki”, którzy do świata Star Wars weszli wraz z premierą trylogii najnowszej (części VII-IX). Wszyscy wiedzieli, że skoro jedna z największych gwiazd – Ewan McGregor – powraca do swojej kultowej tytułowej roli, to musi się udać.

I udało się. Pierwsze 4 odcinki dostępne na Disney+ w dniu premiery platformy są doskonałe. Niemal godzinne części mijają w mgnieniu oka – rozwój postaci Kenobiego przebiega w przemyślany sposób, postać małej księżniczki Lei spaja fanów wszystkich trylogii, a jednocześnie z pewnością deklasuje „baby Yodę” oraz BB-8 pod względem bycia najbardziej uroczą postacią uniwersum. Fabuła – której nie będę zdradzać – wciąga od pierwszych minut. Czuć ducha „starych” części Star Wars, a Ewan McGregor brzmi niemal tak samo, jak sir Alec Guinness.

Czy jednak osoby, które nie widziały wcześniej żadnej części „Gwiezdnych Wojen” mogą zasiąść przed ekrany i wczuć się tak samo, jak członkowie fandomu? Mogą spróbować – pierwsza część zaczyna się od krótkiego zarysowania fabuły i postaci. Wydaje mi się, że jednak to nie będzie to samo przeżycie. Ale nic straconego – w Disney+ są wszystkie części Star Wars – zarezerwujcie sobie weekend, a może i trochę dłużej, aby spokojnie nadrobić tę kultową pozycję i dowiedzieć się, dlaczego jeden z największych fandomów popkulturowego świata tak czekał na ten serial!

Czytaj też: Dziedzictwo Stranger Things mierzy się ze spadkiem formy – recenzja 1. części 4 sezonu

Dodaj odpowiedź

Twój e-mail nie będzie opublikowany.

Sprawdź jeszcze

Więcej naszych wpisów