Inne Sport

Lahti – 20 lat Małyszomanii

Zbliża się Puchar Świata w Lahti. Kolebka skoków narciarskich w Finlandii powita najlepszych skoczków świata już w ten weekend. Dla Polaków miejsce szczęśliwe – tam 4 lata temu zdobyliśmy dwa medale podczas mistrzostw świata (Piotr Żyła zdobył brąz na dużej skoczni, a drużyna sięgnęła po złote medale). Zanim jednak karuzela skoków przeniesie się do Kraju Tysiąca Jezior, cofnijmy się po raz kolejny 20 lat wstecz do mistrzostw świata z 2001 roku, które tam się odbyły.

Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym – Lahti 2001

Od 15 do 25 lutego 2001 roku najlepsi skoczkowie, biegacze oraz dwuboiści narciarscy rywalizowali o medale na obiektach znajdujących się w Lahti na południu Finlandii. Dla gospodarzy był to dość smutny czempionat, bo wszystko odbywało się na tle afery dopingowej fińskich narciarzy. Skoczkowie jednak byli „czyści”, więc dopuszczono ich do startu.

Srebro – tylko czy aż?

Kwalifikacje do pierwszego konkursu indywidualnego zdominował Adam Małysz. Było więc jasne, że faworytem będzie właśnie lider Pucharu Świata. 18 lutego rozpoczęła się rywalizacja na dużej skoczni, ale… nie została rozegrana do końca. Po skokach 29 skoczków, a konkretniej upadku Andreasa Goldbergera, konkurs został przerwany i przełożony na kolejny dzień. Może to i lepiej, bo dwóch Polaków, którym udało się skoczyć w przerwanej serii, skoczyło dramatycznie (Bachleda – 82,5 m, Skupień – 73,5 m).

Następnego dnia było już znacznie lepiej, warunki wietrzne dopisywały, więc bezproblemowo można było rozegrać pełne zawody. Marcin Bachleda znów zawiódł (88 m, brak awansu do drugiej serii), ale znacznie lepiej niż poprzedniego dnia skoczył Wojciech Skupień – 108,5 metra i 13. miejsce po pierwszej serii. Robert Mateja oddał nieco słabszy skok (107 m), ale i jemu dało ono awans do finału. Do skoków trzech ostatnich zawodników tylko Austriak Martin Hoellwarth przekroczył punkt K umiejscowiony na 116 metrze – 117 metrów dawało prowadzenie. Jednak to, co zrobili Janne Ahonen, Martin Schmitt i on – Adam Małysz, przeszło ludzkie pojęcie. Fin i Niemiec skoczyli po 124,5 m, a Adam Małysz – 126 m. Było już prawie przesądzone, kto zdobędzie medale, ale konfiguracja mogła się jeszcze zmienić. Druga seria przyniosła poprawę Matei (109 m) oraz spadek Skupnia (100 m). Mateja ukończył ostatecznie na 17. miejscu, a Skupień – 28. miejscu. Najlepsza trójka, podobnie jak w pierwszej serii, rozgromiła konkurencję – Schmitt przeskoczył punkt sędziowski (131 m), zaś Ahonen wylądował na 125,5 m i spadł za Niemca. Pozostał tylko Orzeł z Wisły, który… nie przeskoczył Schmitta. 128,5 metra w pięknym stylu nie wystarczyło na pierwszy złoty medal MŚ w skokach. Kolejna szansa miała nadejść 23 lutego na skoczni K90.

Co się odwlecze, to nie uciecze…

A przyszła ona bezpośrednio po zawodach indywidualnych na dużej skoczni, ponieważ zaplanowany na 21 lutego konkurs drużynowy na K116 został przełożony na 24 lutego. Już na starcie czekała nas przykra informacja o braku kwalifikacji do konkursu Roberta Matei, a więc bardzo mocnego wówczas punktu naszej kadry. Pozostali oczywiście je przebrnęli. Marcin Bachleda po skoku na odległość 78,5 metra awansował do finału konkursu z 27. miejsca. Wielką sensacją były skoki Koreańczyka – Heung Chul Choi skoczył 83,5 metra i plasował się na początku drugiej dziesiątki oraz Andreasa Kuettela – późniejszy mistrz świata na dużej skoczni po skoku na odległość 85,5 metra uplasował się na szóstym miejscu po pierwszej rundzie. Wojciech Skupień również oddał świetny skok – 84,5 metra i 10. miejsce przed finałem. Zupełnie swoją próbę zepsuł Tommy Ingebrigtsen. Norweg spadł z progu i poleciał tylko 49 metrów. Po nim fantastycznie skoczyli Martin Hoellwarth i Stefan Horngacher z Austrii – kolejno 88,5 m i 3. miejsce oraz 86,5 m i 4. miejsce. Na koniec crème de la crème – Martin Schmitt oraz Adam Małysz. Niemiec jako jedyny przeskoczył punkt K, dokładnie o 1,5 metra i objął prowadzenie. Nie przeskoczył go jednak Polak, skoczył dwa metry bliżej i był drugi. Niemieccy eksperci winszowali Martinowi podwójny czempionat, ale wiedzieli też, że Małysz jest nieobliczalny i jest w stanie wyrwać mu złoty medal. Tak też się stało. 90 metrów Niemca przy… 98 metrach Polaka nie robiło żadnego wrażenia. Przepiękny skok Małysza oglądało ponad 10 milionów ludzi przed telewizorami, a wielu pasjonatów i fanów dyscypliny uważa go za najlepszy w karierze Małysza. Nie ma co się dziwić – rekordem skoczni Polak odrobił sześciopunktową stratę do lidera i pokonał go o kolejne 13! Pozostali Polacy dużo dalej – Skupień piętnasty, Bachleda dwudziesty szósty. Ale na tamte czasy i tak był to spory sukces.

Promyk nadziei

Niezłe skoki Polaków w obu konkursach indywidualnych budziły pewne nadzieje na walkę o brązowy medal. Nie udało się. Na dużej skoczni wygrali Niemcy przed Finlandią i Austrią. Polacy znaleźli się na ósmym miejscu. Na K90 podium „odwróciło się”. Austria o jeden metr (2 punkty) pokonała Finlandię, brąz zdobyli Niemcy. Tu „nasi” spisali się o niebo lepiej – zajęli 5. miejsce. Być może dlatego, że w składzie drużyny Bachledę zamienił Tomasz Pochwała – przyszły kombinator norweski.

Sukcesów nigdy dość

Z mistrzostw świata w Lahti Polacy wracali zdecydowanie na tarczy. Były to dla nas bardzo udane mistrzostwa, szczególnie porównując je z poprzednimi w Ramsau w 1999 roku, gdzie byliśmy tłem dla najlepszych. Późniejszy czas przyniósł polskim skokom magiczny czas – 3 z rzędu zwycięstwa w zawodach Pucharu Świata Małysza, zwycięstwo w Turnieju Nordyckim oraz jego pierwszą Kryształową Kulę. Ale o tym już niebawem.

20 lat później…

Jak będzie na Salpausselce w 2021 roku? Przekonamy się już w ten weekend.

W piątek kwalifikacje o 18:00 w Eurosporcie 1, w sobotę czeka nas „drużynówka” o godzinie 16:15, a w niedzielę – konkurs indywidualny o 16:00. Transmisja skoków narciarskich w TVP 1, TVP Sport, a także w Eurosport 1.

Dodaj odpowiedź

Twój e-mail nie będzie opublikowany.

Sprawdź jeszcze

Więcej naszych wpisów