Licorice Pizza – historia zasłyszana
15-letni Gary Valentine (Cooper Hoffman, syn Philipa Seymoura Hoffmana) spotyka 10 lat starszą Alanę (Alana Haim). On – nastoletni aktor o przysadzistej budowie, charyzmatyczny, zawadiacko pewny siebie. Ona – młoda kobieta z konserwatywnej rodziny, zagubiona i niezwykle urocza. Trafiają na siebie w kluczowym dla nich momencie życia. Razem przemierzają dolinę San Fernando kipiącą atmosferą wczesnych lat 70-tych. Lokalizacja i tematyka akcji filmu nie jest przypadkowa. PTA można śmiało nazwać „królem doliny” (wystarczy spojrzeć na jego Boogie Nights (1997), a nawet na monstrualną w swoich rozmiarach Magnolię (1999). Reżyser urodził się w Studio City. Dzięki zachętom ojca, przesiąknięty światem Hollywood, bardzo wcześnie zaczął karierę w branży.
Można śmiało stwierdzić, że Licorice Pizza jest oparta na prawdziwych historiach z życia PTA oraz dżentelmena o imieniu Gary Goetzman – przyjaciela Andersona, który ma za sobą fascynującą karierę dziecięcego aktora w Hollywood. Sceny, dialogi i sytuacje w filmie są wyjątkowo życiowe i przekonywujące. Biorąc pod uwagę oryginalny w swojej grotesce półświatek branży filmowo-rozrywkowej tamtych czasów, jestem przekonany, że większość wydarzeń w filmie jest prawdziwych.
Oglądając Licorice Pizza nie mogłem oprzeć się skojarzeniom z Pewnego razu w Hollywood (2019). Tarantino i Anderson mówią zupełnie coś innego posługując się wieloma środkami przekazu. Robią to ze sprytem filmowych wirtuozów. Podkreślę, że nie chodzi mi tylko o zbieżność geograficzną (Los Angeles) i czasową (1969 i 1973). W obu filmach unosi się mgiełka wspomnień, nostalgii oraz fantazji o „starym, dobrym Hollywood”. Obaj reżyserzy kochają swoje miasto i, ku mojej radości, doceniają wartość filmów z ich młodzieńczych lat.
Mężczyźni Andersona a postać Alany
PTA w swoich filmach analizuje charaktery mężczyzn i ich skomplikowane interakcje między sobą. W Aż poleje się krew (2007), budując obraz amerykańskiego snu karmionego wizją żądzy władzy i kapitalistycznych pragnień, przyciąga widza bolesną relacją ojca i syna. Z kolei w Mistrzu (2012) prowadzi zagubionego weterana do pozornie idyllicznego świata religijnego mentora. W swoim najnowszym filmie odnajdujemy w pewnym siebie Garym bezbronne dziecko żyjące w strachu przed odrzuceniem. Nastolatek spotyka na swojej drodze męskie antywzorce, które tylko rozpalają w nim jego codzienne frustracje.

Początkowo PTA sugeruje, że Licorice Pizza to historia o męskim bohaterze – Garym. Z upływem czasu okazuje się, że to jednak Alana jest siłą napędową filmu. Reżyser nie waha się stawiać wysokich wymagań przed debiutującą aktorką. Przez cały film PTA przedstawia ją jako obiekt męskich spojrzeń (długie, odsłonięte nogi i wyraźnie zarysowane pod t-shirtem piersi), ale nie pozbawia jej jednocześnie emocjonalności i głębi tak pasujących do zdezorientowanej 25-latki. Alana jest kobietą świadomą własnej seksualności. Wciąż wścieka się i płonie stale oświetlając Gary’ego i otoczenie blaskiem jasnym niczym sylwestrowe fajerwerki. Dzieje się to bez względu na tempo akcji. Film nie zawsze wie, co zrobić z jej charakterem, ale Alana Haim, dzięki swojej naiwności i czarującej aurze, nadaje postaci autentyczności. Jestem prawdziwie zauroczony kreacją debiutującej aktorki. Myślę, że nominacje do najwyższych nagród dla Alany Haim są tylko kwestią czasu.
Co ciekawe, Haim brak doświadczenia aktorskiego uzupełnia talentem muzycznym. Od dekady wraz z dwiema siostrami (grającymi również w filmie) tworzą pop-rockowy zespół HAIM. Uwielbiam trafiać na popowych artystów, którzy trafiają w moją muzyczną wrażliwość. Szkoda, że dzieje się to tak rzadko. Hey, HAIM! Jestem waszym fanem.
Piękny chaos
Film toczy się luźnym, kalifornijskim rytmem. PTA co jakiś czas raczy widza komediowymi scenami, które całkowicie mnie zaskoczyły. Wraz z około 20-osobową publicznością w sali kina Luna wybuchaliśmy śmiechem w tych samych momentach. Przyczyniło się to do moich późniejszych refleksji o przyjemności z grupowego oglądania filmów na dużym ekranie.

W Licorice Pizza filmowa satysfakcja czerpana jest nie z katharsis wynikającego ze zgrabnie poprowadzonej fabuły zakończonej jednoznaczną klamrą, ale z piękna ukrytego w szczegółach. Widz znajdzie je chociażby w kreacjach Seana Penna (reprezentującego „stare Hollywood), Toma Waitsa i Bradleya Coopera. Ponadto, ogrom przyjemności sprawia ścieżka dźwiękowa, w tym genialnie wykorzystany utwór „Let Me Roll It”. Jednakże najwyższym pięknem Licorice Pizza jest kunszt PTA. Dzięki długim ujęciom, baśniowym kolorom i emocjom buchającym z dialogów uciekam z szarej, styczniowej Warszawy do przysłoniętych dymem marihuany słonecznych przedmieść Los Angeles.
Podobnie jak wszystkie najlepsze filmy przywołujące minione czasy, Licorice Pizza nie daje gotowych rozwiązań, a raczej pozostawia widza z wieloma pytaniami. Obraz oferuje również zachwycające uczucie podziwu, które sprawia, że do radosnego filmu Andersona będę wracał tak regularnie, jak do ulubionej płyty winylowej. Warto wiedzieć, że tytułowa „Pizza lukrecjowa” to określenie nostalgicznego czarnego krążka, a nie nazwa włoskiego dania.
Ocena emocjonalnego kinomana: 8,1/10
*Paul Thomas Anderson