Inne Sport

Podsumowanie Pucharu Świata 2020/2021 w skokach narciarskich

Niedzielny konkurs lotów w Planicy był ostatnim aktem kolejnego sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich. Sezonu, którego największym plusem niewątpliwie jest fakt, że udało się go rozegrać w trudnych pandemicznych warunkach pełnych obostrzeń. Warto jednak wspomnieć, że w ostatecznym rozrachunku odcisnęły one swoje piętno i udało się rozegrać „tylko” 25 zawodów. Obostrzenia nie przeszkodziły jednak skoczkom w dostarczeniu kibicom kolejnych pamiętnych konkursów i wielkich emocji. Jaki był to sezon dla polskich skoków? Kto rozbił bank i zdominował walkę o Kryształową Kulę? Jak organizatorzy konkursów radzili sobie z Covidem? Zapraszamy na podsumowanie sezonu 2020/2021 Pucharu Świata w skokach narciarskich.

Żyła mistrzem, Stękała objawieniem, Stoch wciąż w ścisłej czołówce. Jak radzili sobie polscy skoczkowie?

Kolejny sezon, w którym polscy fani skoków mieli sporo powodów do zadowolenia. Trener Michal Doleżal w pierwszym sezonie swojej pracy stworzył silny zespół, który we wszystkich konkursach drużynowych znajdował się w ścisłej czołówce, a ostatecznie zakończył sezon z dwoma brązowymi medalami Mistrzostw Świata (loty i skocznia normalna). Nie byłoby tych sukcesów, gdyby trio Kubacki-Stoch-Żyła nie zostało wzmocnione przez Andrzeja Stękałę, który napisał jedną z bardziej romantycznych historii tego sezonu. Mówimy bowiem o człowieku, którego regularnie możemy spotkać w jednej z zakopiańskich karczm. Nie w roli ambasadora czy VIPa, lecz w roli kelnera. Teraz jednak 26-latek nie musi już martwić się o swoje finanse. W całym sezonie Stękała zarobił bowiem ponad ćwierć miliona złotych za same wyniki osiągane w czasie zawodów. Dwa medale z drużyną, jedno podium konkursu Pucharu Świata (2. miejsce na Wielkiej Krokwi w Zakopanem) i  16. miejsce w końcowej klasyfikacji Pucharu Świata, uczyniły ze Stękały silny punkt polskiej kadry. 26-latek jest najmłodszy z czołówki polskich skoczków, wierzymy więc, że jego najlepszy czas dopiero nadchodzi.

Równie piękną, jeśli nie piękniejszą historię napisał w minionym sezonie Piotr Żyła. Najbardziej charyzmatyczny z polskich skoczków 5-krotnie stawał na podium zawodów Pucharu Świata, choć żadnego z tych konkursów nie wygrał. Najbardziej liczy się jednak to, że smak najwyższego stopnia podium Piotrek poczuł w najważniejszym momencie – w czasie Mistrzostw Świata w Obersttorfie. Cudownie oglądało się finałowy skok drugiej serii i siedzącego na belce, uśmiechniętego od ucha do ucha Polaka, który ostatecznie nie dał szans konkurencji i w wieku 34 lat został najstarszym mistrzem świata w historii. W końcowej klasyfikacji Pucharu Świata Piotr Żyła uplasował się na 7. pozycji, a przez cały sezon zarobił ok. 426 tysięcy złotych. Należy spodziewać się, że w przyszłym sezonie popularny „Pieter” wciąż będzie regularnie gościł w czołówce większości konkursów.

Tuż za Żyłą w końcowej klasyfikacji Pucharu Świata uplasował się Dawid Kubacki. Sportowo rozpoczął on rok 2021 w najlepszy możliwy sposób – wygrywając konkurs noworoczny w Garmisch-Partenkirchen. Było to jedyne zwycięstwo Kubackiego, ale znacznie pomogło mu osiągnąć największy sukces w tym sezonie, jakim było 3 miejsce w końcowej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni. Oprócz zwycięstwa w Ga-Pa Polak jeszcze 3-krotnie stawał na podium konkursów PŚ (3x trzecie miejsce). W całym sezonie wyniki sportowe pozwoliły mu zarobić ok. 422 tysięcy złotych. Kubacki nie skakał w tym sezonie nadzwyczajnie, jednak najwięcej radości spotkało go poza skocznią. W plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca 2020 roku Kubacki zajął 10 miejsce. Najważniejszym wydarzeniem w trakcie sezonu zdecydowanie były jednak narodziny córeczki, która przyszła na świat pod koniec grudnia. Pozostaje więc życzyć Dawidowi Kubackiemu zasłużonemu odpoczynku w rodzinnym gronie oraz powrotu do ścisłej czołówki skoczków w przyszłym sezonie.

Analizując indywidualne dokonania polskich skoczków w minionym sezonie, po raz kolejny w rubryce „najwięcej zwycięstw” należy wpisać nazwisko Kamila Stocha – 3 triumfy (Innsbruck, Bischofshofen, Titisee-Neustadt) i łącznie 8 miejsc na podium w Pucharze Świata, zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni, miejsce na najniższym stopniu podium w końcowej klasyfikacji Pucharu Świata i ta sama pozycja w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” (choć w opinii samego Stocha na tak wysokie miejsce zasłużył bardziej Dawid Kubacki). To wszystko przyczyniło się do tego, że Kamil poprawił swój stanu konta łącznie o ponad 580 tysięcy w ciągu sezonu. Pomimo tego pasma sukcesów, w pamięci fanów utkwił jeszcze inny, mniej przyjemny obrazek, którym była.. bezradność Stocha. Polak w tym sezonie albo skakał fenomenalnie, albo z niewiadomych powodów spisywał się znacznie poniżej swoich możliwości. Apogeum tego stanu mogliśmy zobaczyć w czasie ostatniego weekendu w Planicy, w trakcie którego Stoch drżącym głosem mówił o tym, jak wielkie ma problemy z wyczuciem skoczni. Ciężko nie mieć wrażenia, że koniec sezonu jest najlepszym, co mogło spotkać naszego skoczka. Nie ulega jednak wątpliwości, że Kamil Stoch w kolejnym sezonie znów będzie wymieniany w gronie faworytów do wygrania większości konkursów.

Oprócz wyżej wymienionej czwórki, w konkursach Pucharu Świata punktowało także siedmiu innych polskich skoczków. Byli to: Jakub Wolny (195 punktów na koniec sezonu), Klemens Murańka (141), Aleksander Zniszczoł (81), Paweł Wąsek (62), Maciej Kot (17), Stefan Hula (2). Z jednym punktem sezon zakończył Tomasz Pilch.

 

Norweski dominator – Halvor Egner Granerud

29 listopada 2020 roku  na skoczni Rukatunturi w Ruce miało miejsce objawienie tegorocznego króla skoków narciarskich. Swoje pierwsze zwycięstwo w konkursie Pucharu Świata (zarówno w tym sezonie, jak i w całej karierze) odniósł wtedy Halvor Egner Granerud. Jak pokazał czas, był to tylko pierwszy akt jednostronnej rywalizacji Norwega z resztą stawki. Granerud wygrał łącznie aż 11 konkursów Pucharu Świata (ostatni 14 lutego na Wielkiej Krokwi w Zakopanem), co pozwoliło mu sięgnąć po Kryształową Kulę z niemal 400-punktową przewagą nad drugim Markusem Eisenbichlerem. Wyniki sportowe przełożyły się także na finanse. Granerud otwiera tegoroczny ranking najlepiej zarabiających skoczków – w minionym sezonie na konto Norwega wpłynęło  ponad 207 tysięcy franków szwajcarskich (ok. 862.000zł), czyli kilkadziesiąt tysięcy więcej od drugiego w rankingu Eisenbichlera (144 500 CHF). Pomimo tak fantastycznych wyników, dla Norwega nie był to sezon idealny. Na mistrzostwach świata w Obertsdorfie Granerud nie zdobył żadnego medalu w konkursie indywidualnym, choć trzeba oddać, że w trakcie mistrzostw złapał koronawirusa i nie pojawił się w konkursie na dużej skoczni (na skoczni normalnej zajął 4. miejsce). Granerud delikatnie osłodził sobie tę porażkę w drużynowym konkursie mieszanym na skoczni normalnej, w którym Norwedzy zdobyli srebrny medal. Nie jest to jednak szczyt marzeń Graneruda, który już teraz mówi, że w kolejnym sezonie chce wygrać jeszcze więcej. Jeśli utrzyma formę z tego sezonu.. współczujemy reszcie stawki.

 

Skoki kontra pandemia. Nierówna walka z chorobą i.. sanepidem

Koronawirus wprowadził sporo zamieszania w życie całego świata, a skoki narciarskie nie były wyjątkiem. Pomimo regularnego testowania całego środowiska, a także braku kibiców na trybunach, pandemia przez cały sezon brutalnie dawała o sobie znać. Pierwszy poważny problem pojawił się przy okazji Turnieju Czterech Skoczni, a jego ofiarą padła.. polska kadra. Przed inauguracją w Obertsdorfie pozytywny wynik testu otrzymał Klemens Murańka. Pomimo natychmiastowego odizolowania, niemiecki sanepid był bardzo bliski podjęcia decyzji o wyeliminowaniu wszystkich Polaków z dalszej rywalizacji. Oburzenie polskich kibiców było ogromne, jednak szczęśliwie kolejna partia testów dała całej naszej kadrze wynik negatywny. Ostatecznie Turniej Czterech Skoczni wygrał Kamil Stoch. Warto więc było stracić trochę nerwów. Mniej szczęścia od Polaków miał Halvor Egner Granerud. Zdobywca Kryształowej Kuli otrzymał pozytywny wynik testu w najgorszym możliwym momencie – przed indywidualnym i drużynowym konkursem na dużej skoczni w czasie Mistrzostw Świata w Obertsdorfie. W ten sposób Norweg stracił możliwość powetowania sobie 4. miejsca z konkursu na skoczni normalnej.

Najmocniejsze uderzenie wirus wyprowadził jednak w końcówce sezonu. Z powodu obostrzeń wprowadzonych w połowie lutego przez norweski rząd, z kalendarza zawodów musiał zniknąć cały turniej Raw Air, na który składało się łącznie 6 zawodów na trzech norweskich skoczniach (Oslo, Lillehammer, Vikersund). Skoczków nie tylko ominęły więc pokaźne nagrody finansowe, ale także dostali, aż miesiąc nieplanowanego urlopu, który został przerwany na sam koniec sezonu, na konkurs w Planicy.  Przyznacie sami, w takich warunkach ciężko o budowanie stabilnej formy.

 

Jaki cały sezon, takie zakończenie. Wiatr, jury i koszmarny upadek Daniela Andre Tande

Ci, którzy liczyli na godne zakończenie tego sezonu, srogo się rozczarowali. Patrząc wyłącznie na aspekty sportowe, długi weekend w Planicy zaczął się całkiem optymistycznie. Czwartkowe zawody miały w sobie dramaturgię i to, co kibice skoków kochają najbardziej – dalekie loty grubo powyżej 240 metrów. Niestety, piątek i sobota upłynęły pod znakiem silnego wiatru oraz absurdalnych decyzji jury. Kulminacja nastąpiła w trakcie sobotniej drużynówki, gdy w pewnym momencie trener Niemców Stefan Horngacher po prostu wycofał swoich skoczków z dalszej rywalizacji. Kabaret to dość łagodne określenie całej sytuacji.

To wszystko jednak działo się w cieniu koszmarnego upadku, jaki w czwartek zaliczył Daniel Andre Tande. Norweg tuż po wyjściu z progu spadł z najwyższego punktu lotu prosto na zeskok. Tande natychmiast został przetransportowany do szpitala, ale cała sytuacja wpłynęła negatywnie na resztę stawki, a już całkowicie załamała Norwegów, którzy pomimo tego, że są świetnymi lotnikami, nie potrafili w żadnym konkursie włączyć się do walki o zwycięstwo. Na szczęście najnowsze doniesienia o stanie zdrowia Tandego napawają optymizmem. Skoczek wybudził się ze śpiączki i jest w stanie samodzielnie oddychać. Czekamy na informację o tym, kiedy Tande opuści szpital. Byłoby to możliwie najlepsze zakończenie tego pandemicznego sezonu.

Skoki bez wirusa w przyszłym sezonie?

Miniony sezon – tak jak każdy – dostarczył nam sporo czysto sportowych emocji. Mimo tego wszyscy mamy nadzieję, że sezon 2021/2022 będzie wyglądał zupełnie inaczej. Chcemy oglądać konkursy z kibicami na trybunach, z zawodnikami którzy skaczą bo są w formie, nie dlatego że dostali negatywny test na covid. Rosnące na całym świecie tempo szczepień daje nadzieję na koniec pandemii. Skoczkowie wrócą do rywalizacji w Pucharze Świata dopiero w listopadzie, świat ma więc sporo czasu żeby się naprawić. Zapadającym w sen fanom skoków należy więc życzyć tylko jednego – obudźmy się w innej rzeczywistości.

Dodaj odpowiedź

Twój e-mail nie będzie opublikowany.

Sprawdź jeszcze

Więcej naszych wpisów