Predator powrócił, tym razem na małym ekranie
Seria Predator od lat cierpiała na podobną przypadłość, jaka dotykała inne kultowe serie filmów akcji z lat 80. Tak jak seria Terminator lub Nieśmiertelny otrzymaliśmy w pierwszej kolejności kultową część pierwszą (i ewentualnie drugą), ale później filmy utknęły w martwym punkcie. Nieustannie próbowano rewitalizować markę, ale bez powodzenia. Za bardzo próbowano odtworzyć i rozbuchać najbardziej znane motywy, bez zrozumienia, dlaczego za pierwszym razem odniosły sukces.
W przypadku serii Predator próbowano cały czas tworzyć filmy coraz większe i głośniejsze. Z coraz większą ilością akcji, wybuchów, kosmicznych potworów, elementów lore, zwrotów akcji. Sprawiło to, że filmy takie jak Obcy kontra Predator 1 i 2, Predators, czy Predator z 2018 roku zatraciły to, czemu jedynka zawdzięczała sukces. Pierwszy Predator zrobił wrażenie przede wszystkim skupieniem na budowaniu klimatu i stale rosnącego napięcia, tajemnicy stojącej za łowcą z kosmosu. Najnowsza część, czyli Predator: Prey, jest pierwszym prequelem serii, na dodatek kierowanym na platformę streamingową hulu (w naszym kraju Disney+). Filmem, skromniejszym, tworzonym na mniejszą skalę z mniejszym budżetem, ale skupiającym się bardziej na podstawach, które uczyniły pierwszego Predatora wyjątkowym, osadzając je w nowym kontekście.
Nie ilość, ale jakość
Predator: Prey to zarówno odmienna część, jak i najwierniejsza pierwotnemu założeniu jedynki. Film przenosi nas do roku 1719 w Ameryce. Bohaterką filmu jest Naru, młoda dziewczyna należąca do plemienia Komanczów. Próbuje ona wykazać się jako łowczyni, wyjść z cienia swojego starszego brata wprawionego w polowaniu. Spokój zostaje zakłócony przez przybyszów z zewnątrz – tytułowego Predatora, ale także francuskich kolonialistów. Historia jest prosta i klasyczna, ale dzięki temu jest większe skupienie na ważniejszych aspektach.
Reżyser filmu, czyli Dan Trachtenberg twierdził, że dużą inspiracją dla niego była Zjawa Alejandro Gonzáleza Iñárritu. Faktycznie można zauważyć pewne znajome elementy – poza identycznymi realiami, mamy także podobne skupienie się na budowaniu klimatu, przedstawieniu piękna przyrody za pomocą monumentalnych zdjęć krajobrazów, ograniczonego oświetlenia, ale także przedstawienia ekranowej przemocy, bólu i cierpienia. Co prawda CGI przypomina jednak, że mamy do czynienia z produkcją tańszą. Chwilami VFX razi sztucznością, ale są to raczej pojedyncze sytuacje, wciąż sporo jest efektów praktycznych.
Film o przetrwaniu
Przez długi czas Prey ogląda się jak klasyczne kino survivalowe, gdzie wspólnie z bohaterką przemierzamy niebezpieczne rejony Ameryki. Reżyser bardzo sprawnie przedstawia naszą protagonistkę – przez jakie emocje przechodzi, jakie są jej relacje z najbliższymi, ale także jak reaguje na otoczenie, analizuje, próbuje wykorzystywać okoliczności na własną korzyść. Bardzo wiarygodnie prezentuje się odtwórczyni głównej roli, czyli Amber Midthunder, która świetnie tutaj wykorzystuje swoją mimikę i fizyczność. Udało się stworzyć postać wiarygodną, losami której możemy się przejmować.
Trachtenberg z pietyzmem nakreśla różne detale otoczenia, praktycznie każdy element w którymś momencie wraca i okazuje się mieć satysfakcjonujący pay-off. Nie licząc paru naciąganych skrótów i zbiegów okoliczności, wciąż można zawiesić niewiarę i uwierzyć w walkę Indianki z potworem z kosmosu.
Reżyser także dba o to, aby sceny akcji podobnie jak w kultowym filmie Johna McTiernana były sfilmowane czytelnie, płynnie i dobrze nakreślały otoczenie. Nie ma poczucia zamieszania, przesadnego efekciarstwa, za to jest większe skupienie na aktorach, ich fizyczności, przedstawieniu ich siły i bólu. Pomimo skromniejszego budżetu, udało się nakręcić kilka naprawdę widowiskowych i trzymających w napięciu scen akcji.
Predator i Prey, czyli oprawca i ofiara
Predator: Prey okazuje się angażujący nawet w momentach, w których brakuje tytułowego łowcy na ekranie. Kiedy Predator jednak pokazuje się, wypada bardziej przerażająco i intrygująco niż we wszystkich współczesnych odsłonach. Twórcom udało się jednocześnie wykreować sporo scen, w których przebywamy w jego towarzystwie, ale nie widzimy go w pełnej krasie aż do końca II aktu. Często wracamy do niego i obserwujemy, jak mierzy się z różnymi przeciwieństwami. Możemy na podstawie tego poznać lepiej metody działania, a nawet charakter Predatora, jednak cały czas pozostaje tajemniczy i groźny.
Motywem przewodnim całego filmu jest motyw łowcy, który przeplata się z wszystkimi postaciami i wątkami. Otrzymujemy liczne paralele między główną bohaterką, a Predatorem – jak dzielą podobne doświadczenia, okazują się idealnymi rywalami dla siebie. Otrzymujemy także ciekawe zestawienia między podejściem do polowania Indian, Predatora i kolonistów. Każdy wychodzi z innego założenia jeśli chodzi o cele, wykorzystanie przyrody i technologii. Także ciekawą, ale też prostą analogią jest zestawienie Predatora z kolonistami – obaj okazują się intruzami z zewnątrz, uzależnionymi od swoich gadżetów, którzy niszczą naturalny porządek. Naru, jako przedstawicielka plemienia żyjącego w harmonii z naturą musi im wyjść na przeciwko, wykorzystując swoje metody. Prowadzi to pośrednio do konfliktu między oprawcą, a ofiarą, intruzem a gospodarzem, technologią a naturą.
Ostatecznie Predatora pokonać można nie za pomocą największej siły ognia, tylko za pomocą sprytu, umiejętności wykorzystania przyrody i każdej możliwej okazji, za pomocą przemyślanych i metodycznych działań. W podobny sposób, w jaki Arnold Schwarzenegger ostatecznie pokonał łowcę w finale pierwszej części. Reżyser pokazał, że nie trzeba odtwarzać dokładnie finału pierwszego filmu (jak np. w Predators), aby oddać tutaj tą samą esencję.
Podsumowanie
Predator: Prey pokazuje, czego marka potrzebowała. Filmu mniejszego, skromniejszego, skupionego na podstawach. Pamiętającego o elementach, które przyczyniły się do sukcesu pierwszej części, ale też posiadający swój indywidualny styl. Dzięki temu jest to film wierny pierwowzorowi, ale też świeży. Trzyma w napięciu, momentami szokuje drastycznymi scenami przemocy, uwodzi pięknym zdjęciami, ale także pozwala nam przejmować się bohaterami. Najlepsza odsłona cyklu, przynajmniej od czasu Predatora 2, jednocześnie najlepszy film akcji kierowany na streaming ostatnich lat.
1 Comment