Obejrzałam dwa zupełnie inne spektakle prosto ze świata dziecka – „Momo” w łódzkim Teatrze Arlekin oraz musical „Madagaskar” w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Czy przetrwałam w dobrej kondycji? Czy uważam, że dorośli mogą (lub nie) odnaleźć się wśród dziecięcej widowni? Zapraszam do przeczytania recenzji napisanej nieco na przekór – recenzji dwóch zupełnie innych form, które, wydaje się, że ciężko ze sobą zestawić, a w moim poczuciu – bardzo jednak łatwo.
Mała dziewczynka w poszukiwaniu straconego czasu – refleksja dla dziecka i dorosłego
Zacznijmy od porannego spektaklu, czyli „Momo”. Tu przede wszystkim kierowała mną ogromna ciekawość. Spektakle teatru animacji są czymś nowym dla mnie – dorosłego widza, którego oko wykształciło się na klasycznym dramacie. Tym większa jest to nowość w wydaniu dla dzieci. Czy jednak „Momo” jest tylko dla dzieci? Wydaje mi się, że niekoniecznie. Spektakl opowiada o małej dziewczynce, tytułowej Momo. Nie ma ona rodziców, nie znamy jej historii, wiemy jednak, że ma niezwykły dar zjednywania sobie ludzi. Jej lalkowa postać jest rozświetlona ciepłym światłem, którym „zaraża” spotkanych ludzi, wpuszczając nieco światła, ciepła, miłości i czułości do ich świata i wnętrza. Momo animowana przez Katarzynę Stanisz jest zadziorna, a jednocześnie dziecięca, i aż chciałoby się sobie wyobrazić, że ma odważny błysk w oku.
Jej przygoda to poszukiwanie przyjaciół, a właściwie ich czasu, który został im skradziony przez Szarych Panów – jedyne nieanimowane postaci, których symbolika jest dość wieloznaczna. Dla dziecięcego odbiorcy są to zwyczajni negatywni bohaterowie, którzy sprawiają, że przyjaciele nie mają czasu dla małej Momo. Dorosły widz przy odrobinie uwagi może dostrzec jednak więcej. Mogą to być oczywistości, jak fakt, że Szarzy Panowie dają bohaterom takie „zamienniki relacji”, jak telefony komórkowe czy pracoholizm. Jeśli jednak zajrzeć głębiej, Szarzy Panowie nie są tylko czynnikiem zewnętrznym, który wpływa na zagubienie się człowieka między światem materialnym, a relacjami z innymi ludźmi.
Czytaj też: „Dlaczego my? I czemu ja?” – karuzela cierpienia w musicalu „Blaszany bębenek”
Lalki – forma doskonała dla głębszej formy przekazu – zrozumiała dla dziecka, fascynująca dla starszych
Doskonała scena, w której jeden z Szarych Panów wyrywa lalkę jej animatorowi i sam zaczyna ją kontrolować świetnie pokazuje, że tak naprawdę to nie ten dany świat zewnętrzny – komórki, praca, dodatkowe zajęcia itp. – jest winny temu, że zapominamy o innych. Winni jesteśmy my sami i to, w jaki sposób zmienia się nasz system wartości. W całym spektaklu jedynie Momo pozostaje wierna temu, co faktycznie powinno być ważne – relacjom z innymi ludźmi.
Sama forma spektaklu jest dość oszczędna, scenografia składa się właściwie z przesuwanych bloków, które tworzą elementy przestrzeni. Użyte lalki są również symboliczne, choć ich forma może być usprawiedliwiona wymową spektaklu – dzięki temu zyskują wymiar uniwersalny. Możliwości animacyjne zostały wykorzystane właściwie w jednej scenie – na początku drugiego aktu, kiedy Momo rozmawia z Mistrzem Horą – scena ta jest przepiękna wizualnie i robi największe wrażenie w całym spektaklu. Drugi akt w ogóle jest znacznie lepszy niż pierwszy – akcja rozwija się dynamicznie, gdzie w pierwszym, zwłaszcza na początku, było sporo zbędnych dłużyzn, które bez szkody dla fabuły można by było usunąć lub choć skrócić (scena na statku).
Czy przedstawienie to można polecić? Z pewnością, zarówno młodszemu, jak i starszemu widzowi. Nie jest fenomenalne, jednak w większości bardzo przyjemne w odbiorze. I z całą pewnością mądre. Warto pomyśleć, kto, kiedy i w jaki sposób „zapala” nas, a także dlaczego nasze wewnętrzne światła w dzisiejszych czasach coraz częściej gasną. I czy to na pewno owe czasy są temu winne.
„Suszymy ząbki, panowie”! Wycieczka na Madagaskar
Zupełną przeciwwagą dla skłaniającej do refleksji „Momo” był drugi tego dnia obejrzany przeze mnie spektakl, czyli musical „Madagaskar”. Forma całkowicie rozrywkowa, przyjemna w odbiorze, bardzo dobrze wykonana. Czy i w tym spektaklu dorosły widz odnajdzie coś dla siebie? Jasne, pod warunkiem, że wyjdzie z prostego założenia: ja i moje wewnętrzne dziecko jesteśmy tu dla zabawy, rozrywki. Bo czego, jak czego, ale zabawy jest sporo! I słychać to z każdego fragmentu widowni – dzieci komentują, przeżywają znaną z animacji przygodę razem z bohaterami. A oni wyglądają jak żywcem wyjęci z bajki.
Prym wiedzie absolutnie doskonały duet – Marcin Sosiński (Marty) i Jeremiasz Gzyl (Alex). Na scenie widać doskonałe zgranie aktorów, którzy bawią się nie tylko swoimi rolami, ale też interakcjami między sobą. Obaj prezentują również niezwykle wysoki poziom wokalny – Sosiński nie jest żadnym zaskoczeniem, ale Gzyl to moje odkrycie końca tego sezonu – jestem teraz pewna, że wybiorę się do Bydgoszczy na „Matyldę” z jego udziałem. Nie zaskakuje również świetny jak zawsze Karol Wolski (król Julian), na którego czekają zarówno dzieci, jak i nieco starsi dorośli. Dźwięki znanego wszystkim „Wyginam śmiało ciało” bawią i sprawiają, że widownia zapomina, że jest w teatrze, a nie na zabawie dla najmłodszych.
Przyjemna dla oka i nie przesadzona scenografia w połączeniu z absolutnie świetnymi kostiumami (Dorota Sabak) sprawia, że musical ten nie tylko brzmi, ale i wygląda. Jest to rozrywka na całkiem wysokim poziomie, który docenią dzieci i dorośli, choć nieco bardziej wprawny widz znający polską scenę musicalową szybko zdaje sobie sprawę, że kluczem do powodzenia tego spektaklu jest trafienie na bardzo konkretną obsadę. Miło jest wejść do świata najmłodszych i na niecałe 2 h zapomnieć o dorosłości, bo obsada sprawia, że człowiek o niej naprawdę zapomina.
Czytaj też: „W inny świat, w inny czas” – Miss Saigon w reż. Z. Maciasa w Teatrze Muzycznym w Łodzi
Dorosły w świecie dziecka? To może się udać!
Są to dwa zupełnie inne spektakle, na które z czystym sumieniem można wysłać osoby w każdym wieku, jednak należy z całą mocą podkreślić ich również zupełnie inną rolę. „Momo” to przedstawienie o wartościach edukacyjnych, sprawia, że zarówno dla dziecka, jak i dorosłego istnieje pole do rozmowy i zastanowienia się nad tym, czy na pewno czas to pieniądz, a także które aspekty życia powinny być naprawdę ważne. Pozwala także wizualnie docenić delikatność form lalkowych, magię tego rodzaju teatru i przede wszystkim przekonać się do niego. „Madagaskar” natomiast jest niezobowiązującą rozrywką, która do zabawy porwie każdego, o ile oczywiście ktoś jest odporny na wszechobecne i bardzo entuzjastyczne krzyki dziecięcej widowni (i tu wielki szacunek dla aktorów, którzy doskonale sobie z tym radzą, na pewno lepiej niż ja na widowni).
1 Comment