Adrian Gawrychowski: Robert, jeszcze przed amatorskimi startami w MMA trenowałeś brazylijskie jiu jitsu, co również niosło za sobą udziały w zawodach. Co pchnęło Cię właśnie w kierunku tej sztuki walki? Kiedy udałeś się na swój pierwszy trening brazylijskiego jiu jitsu i co Cię w tym urzekło?
Robert Ruchała: Jeżeli chodzi o amatorskie walki, to zaczęło się tak, że najpierw zacząłem od kickboxingu, w wieku 15 lat. Trenowałem pół roku i stwierdziłem, że chciałbym spróbować walki parterowej. Fajnie to wyglądało. Zawsze lubiłam ruch – akrobatykę, salta, to przewracanie i tego typu rzeczy. No i stwierdziłem, że pójdę na brazylijskie jiu jitsu, zobaczę jak to jest i tak mi się spodobało od pierwszego treningu, że wychodząc z niego wiedziałem, że pójdę na drugi, a gdy wyszedłem z drugiego, to już wiedziałem, że pójdę na trzeci. Cały czas trenowałem. Codziennie, chyba tylko soboty i niedzielę miałem wolne. Tak to, cały czas – po szkole, na trening, po szkole na trening.
Tak mi się to spodobało, że pojechałem pierwszy raz na zawody. Co prawda przegrałem pierwszą walkę na punkty, ale tak mnie to kopnęło, że poszedłem dalej w ten sport.
Adrian Gawrychowski: Wnioskując nie tylko po początkach Twojej przygody ze sportami walki, ale także po sposobie prowadzenia pojedynków, widać zamiłowanie i pasję do parteru. Jakie techniki, ćwiczenia i ruchy parterowe lubisz wykonywać najbardziej, a co na przestrzeni lat sprawiało Ci najwięcej problemów?
Robert Ruchała: Jeżeli chodzi o techniki parterowe, to najbardziej lubię, tak jak też wygrałem dwie walki, balachę, lubię też trójkąt, takie podstawowe rzeczy, duszenie zza pleców, czy jakieś może bramo choke’i.
Jeżeli chodzi o parter, to tak, niby wywodzę się z tego, ale trenuję bardzo dużo stójki, bardzo dużo zapasów i czuję się jako zawodnik zrównoważony. Myślę, że i tutaj i tutaj i tutaj jestem bardzo dobry.
Adrian Gawrychowski: Biorąc pod uwagę Twoje parterowe popisy, wnioskuję, że nie tylko treningi i ćwiczenia nauczyły się tego. Powiedz proszę, jakimi zawodnikami inspirujesz/inspirowałeś się zgłębiając tajniki tej płaszczyzny? Kto jest Twoim największym idolem lub wzorem, jeżeli chodzi o parterowe popisy?
Robert Ruchała: Nie mam takiego zawodnika. Nie oglądam parterowych walk, nie czuję tego. Tylko MMA, a tam, jeżeli chodzi o te techniki, to Khabib Nurmagomedov. Są to takie techniki, które mi się bardzo podobają. Szukam też czegoś dla siebie. Jeszcze bardzo mi się podoba Charles Oliveira.
Adrian Gawrychowski: Po jakim czasie, który poświęciłeś brazylijskiemu jiu jitsu postanowiłeś pójść dalej i wziąć się za kolejne płaszczyzny? Kiedy podjąłeś decyzję o startach amatorskich?
Robert Ruchała: Po 2 lub 2.5 roku, zacząłem stwierdzać, że czegoś mi jeszcze brakuje i dołożyłbym do tego obalenia i stójkę. W sumie to też czas na to wpłynął. Zdałem maturę i trzeba było jechać do Krakowa, a że tam jest Grappling Kraków, to wiedziałem, że tam pójdę i że MMA to będzie coś, co popchnie moją karierę dalej. Trenowałem, wyjechałem i zacząłem trenować MMA.
Adrian Gawrychowski: 15 walk amatorskich w 2 lata, z czego 12 wygranych. To doprawdy imponujące tempo. Czy płynąc na fali startów i wielu zwycięstw miałeś jasno określony cel? Widziałeś już, że zostaniesz zawodowcem i jest to to, co chcesz dalej robić?
Robert Ruchała: Tak. Chciałem iść dalej w ten sport. Bardzo cieszyły mnie te wygrane. Przeplatałem zawody MMA z zawodami BJJ, więc cały czas byłem w okresie startowym. Ja po prostu wiedziałem, że coś z tego będzie. Gdzieś coś wygrałem, wróciłem, kolejne zawody, więc też pojechałem i tak dalej. Czułem progres. Potem sparowałem z innymi zawodnikami i czułem, że “jest to coś” i że jakoś specjalnie nie odstaję poziomem. Wiedziałem, że po jakimś czasie coś może się wydarzyć, żeby ta kariera poszła dalej. Miałem też pomysł na tę karierę, więc wszystko ułożyło się idealnie.
Adrian Gawrychowski: Po świetnych początkach w amatorskim MMA przyszedł czas na zawodowstwo. 6 stoczonych pojedynków w 2 lata, angaż w KSW, wszystko nabrało już tempa i wydaje się nie zwalniać. Czy, póki co, kariera idzie dokładnie tak jakbyś chciał? Jest coś, czego w swojej karierze żałujesz i zrobiłbyś inaczej?
Robert Ruchała: Wyobraź sobie, że wszystko idzie po mojej myśli. Nie mam takiego dnia, który bym zmienił lub że czegoś żałuję. Wszystko jest tak pięknie, jakbym chciał. Moje życie wygląda tak, że trenuję i walczę, trenuję i walczę. Bardzo się cieszę tym sportem i jest to moje calutkie życie.
Adrian Gawrychowski: Roberta Ruchałę można spotkać na wielu galach MMA. Twoja obecność na polskiej scenie MMA nie opiera się tylko na występach w klatce, widać, że żyjesz tym sportem. Skąd w Tobie zamiłowanie do tej dyscypliny? Kiedy zainteresowałeś się MMA? Kto był/jest Twoim ulubionym zawodnikiem, który zaszczepił w Tobie tę zajawkę?
Robert Ruchała: MMA to moje całe życie. Wyjazd na jakąś galę bardzo mnie cieszy. Oglądanie jej i czucie emocji od kibiców, czy po prostu… Jak słyszę te dźwięki, gdy zawodnicy biją się w klatce, to po prostu sam mam ochotę tam wejść i zawalczyć.
Kto zaszczepił we mnie tę zajawkę? Nie wiem, szczerze. Oglądałem bardzo dużo walk UFC i KSW. Oglądałem i oglądałem i stwierdziłem, że poszedłbym na trening. Gdy zacząłem coraz bardziej się w to zagłębiać, to coraz więcej oglądałem KSW i zauważyłem Michała Materlę. Został moim idolem, którym jest do teraz. To taka osoba, którą wzorowałem się potem, ale na początku było to wielu zawodników.
Adrian Gawrychowski: Twoja kariera nabrała już tempa. Niemalże w każdej dyskusji o przyszłości MMA i najlepszych prospektach wspomina się o Tobie. W internecie powstaje coraz więcej dream matchy z Twoim udziałem. Kibice wróżą Ci walkę o pas jeszcze w tym roku. Który zawodnik jest aktualnie na Twoim celowniku? Z kim chciałbyś zmierzyć się w 2022 roku?
Robert Ruchała: Bardzo się cieszę, że zostałem zauważony przez kibiców i że mnie polubili. Tak jak wiele razy wspominałem – jestem po prostu normalnym chłopakiem, który trenuje i walczy. Nie ma tutaj nic udawanego, tylko to cały ja.
Jeżeli chodzi o przeciwnika, to nie mam żadnego. Mam tak, że jest przeciwnik, są przygotowania i jest waleczka. Nie jestem takim gościem, że “teraz zmierzyłbym się z tymi, a teraz dajcie mi tego, bo ja tak chcę”, tylko po prostu małymi kroczkami do celu.
Adrian Gawrychowski: Jak wspomniałem, tempo Twojego rozwoju jest imponujące. Nie trzeba być nieomylnym prorokiem, by wróżyć Ci świetlaną przyszłość. Jeżeli wszystko poszłoby po Twojej myśli, stawałbyś się coraz bardziej rozpoznawalny i wiedziałbyś, że masz każdą walkę na wyciągnięcie ręki, to kto byłby Twoim wymarzonym rywalem na scenie międzynarodowej? Może ktoś z największych nazwisk?
Robert Ruchała: To naprawdę ciężkie, ciężkie pytanie. Nie umiem na nie odpowiedzieć. Po prostu nie mam takiego zawodnika.
Adrian Gawrychowski: Kto miał największy wpływ na Twój rozwój i postępy jeżeli chodzi o MMA? Jaki moment, znajomość czy rozmowę uważasz za przełomową?
Robert Ruchała: Wszyscy dookoła, trenerzy, rodzice, znajomi, no i ja. Wiesz, ważne też było to, że ja przychodziłem na te treningi i miałem motywację. Bez tego tak naprawdę nic by nie było. Co z tego, że ktoś powiedziałby mi “Będziesz mistrzem”, skoro nie przychodziłbym na treningi. To miało bardzo duże znaczenie, że miałem mnóstwo motywacji i samozaparcia, że przychodziłem na treningi i miałem marzenia.
Jeśli chodzi o przełom. Nie było czegoś takiego. Przez to, że trenowałem i czułem progres, to wiedziałem, że idzie to ku dobremu. Wpływ na to mieli znajomi, rodzina i trenerzy dookoła, wszyscy.
Adrian Gawrychowski: Widać u Ciebie dużą swobodę w wystąpieniach przed kamerą. Uśmiech niemal nie schodzi z Twojej twarzy. Czemu zawdzięczasz ten luz i charyzmę? Czy miałeś wcześniej doświadczenie w wystąpieniach publicznych, a może to po prostu cecha Twojego charakteru?
Robert Ruchała: Wiesz co, miałem kilka takich wywiadów, które jak obejrzysz, że po prostu dramat. Tak się stresowałem. Nie wiem, to po prostu przyszło z czasem. Przez to, że tyle wywiadów robiłem, to zaczęła się swoboda. Nawet mama, mówiła, że byłem na nich spięty. Nie umiem się wysłowić, ciężko to szło. Nie lubiłem nawet oglądać tych wywiadów. Miałem coś takiego, że jak nagrałem wywiad, to nie chciałem go oglądać, bo czułem, że nagadałem tam głupot. Stwierdziłem, że nie będę ich oglądał, tylko je robił, a doświadczenie przyjdzie z czasem. Podobnie jak z walką. Dalej samo poszło.
Jeżeli chodzi o wystąpienia, to miałem trochę tego w szkole. Grałem nawet w Jasełkach Józefa. Miałem do nauczenia jakąś rolę. Pamiętam, że miałem tydzień do nauczenia ogromnej roli i się nauczyłem. Jeżeli czegoś zapomniałem, to improwizowałem i to się udawało. Stres przed publiką został jakoś opanowany w tych młodych latach, to tylko pomagało na wywiadach. I tak, jak miałem gadać o sobie i o swoich treningach, to było ciężko. Niby, że trenujesz, że walczysz, ale to było wyzwanie.
Adrian Gawrychowski: W zeszłym roku mocno zaznaczyłeś swoją obecność w świadomości fanów. Mimo, że Ty i Twój ostatni rywal, Patryk Kaczmarczyk jesteście bardzo młodzi i znajdujecie się tak naprawdę na początku drogi, kibice wyczekiwali waszej walki. Czy był to Twój najtrudniejszy rywal i najcięzszy oraz najważniejszy pojedynek? Czy w przyszłości możemy spodziewać się rewanżu?
Robert Ruchała: Wiesz co, dla mnie każdy kolejny pojedynek jest najtrudniejszy, bo każda walka jest po prostu trudna. To nie jest tak, że “ten przeciwnik będzie łatwy, to przygotowania będą takie, a ten trudniejszy, to muszę zapierdzielać do nocy”. Po prostu jest tak, że każda walka przynosi jakieś doświadczenie i każda kolejna jest trudna. Ja do każdej walki muszę przygotować się na pełnej… Po prostu na pełnych obrotach. To nie była moja najtrudniejsza walka. Mogę powiedzieć po walce, czy ona była trudna czy nie, ale jeżeli chodzi o trudność walki, to ta była trudna pod względem medialnym. Dużo osób jej wyczekiwało, pierwszy raz zderzenie z taką dużą publicznością na hali, bo było na niej chyba 12 000 osób. To była taka trudna walka pod względem medialności i otoczki. Taka najtrudniejsza walka pod względem umiejętności rywala, to była moja druga walka zawodowa na Wieczorze Walk 5, bodajże, z Dawidem Karetą. Tam naprawdę było wszystko. Możecie obejrzeć na YouTube. Tam jeszcze nie miałem takich umiejętności, ale wiadomo, przeciwnik był naprawdę ciężki i ta walka była dość trudna.
Adrian Gawrychowski: Jesteś widywany także na galach freakowych. Czasy, gdzie środowisko MMA jednogłośnie krytykuje takie przedsięwzięcia, powoli mijają. Co Ci się najbardziej podoba w tego typu wydarzeniach, a co jest Twoim zdaniem nieodpowiednie?
Robert Ruchała: Wiesz co, ja lubię jeździć na te gale, bo to jest taka rozryweczka, to całkowicie co innego. Wiadomo, jest tam trochę sportu, ale to jest rozrywka. Lubię tam pojechać, usiąść, pooglądać, udzielić jakiegoś wywiadu, pośmiać się, zjeść coś. Bardzo lubię uczęszczać na te gale i jak tylko mam okazję, to zawsze jadę. Byłem też 2 lub 3 razy jako narożnik Arka Tańculi i wcieliłem się w rolę trenera. Pomagałem mu wychodzić do walki, czy w przygotowaniach. Były to wyjazdy stricte trenerskie.
Adrian Gawrychowski: Czy któryś z tak zwanych „freaków” ma potencjał na to, by za jakiś czas stanąć z jednym ringu z zawodowcami?
Robert Ruchała: Myślę, że tak. To jest tak, że jeżeli cały czas trenujesz, a oni trenują, no to prędzej czy później, to obycie z klatką, obycie z treningami, obycie z zawodnikami daje Ci taki progres, że możesz walczyć z zawodowcami. Niedługo będą taki walki… Co ja gadam, już są. Przecież Jake Paul to YouTuber, a bije się w boksie z Tyronem Woodleyem, z zawodnikiem UFC, który był mistrzem. Są takie walki i oni pokazują, że jak ktoś trenuje, to może zdobyć takie umiejętności, że zawalczy z zawodowcami.
Adrian Gawrychowski: Jaki przewidujesz rok 2022 w Twoim wykonaniu? Ile pojedynków chciałbyś stoczyć? Czy masz jakieś plany wyjazdowe, jeżeli chodzi o treningi? Chciałbyś spróbować może czegoś nowego?
Robert Ruchała: Bardzo chciałbym stoczyć 3 pojedynki, może przy dobrych lotach nawet 4, ale chciałbym też odpocząć, bo w zeszłym roku ostro zapierdzielałem, do Patryka. Prawie 8-9 miesięcy przygotować. Nie pojechałem w ogóle na wakacje, cały czas byłem w treningu i to nie takim, że “O dzisiaj jeden trening, to luźno” tylko 2 razy dziennie jeździłem. Tutaj Teneryfa, tutaj Czerwony Smok 2 – 3, czy 4 razy, Grappling Kraków, gdzieś na przykład na Świętochłowice. Ja cały czas byłem w przygotowaniach, więc chciałbym pojechać gdzieś na wakacje. Jeżeli chodzi o dalsze wyjazdy, to będę jeszcze myślał, ale na razie nie wiem.
Adrian Gawrychowski: Aktualnie trwa ekspansja młodych zawodników na polską scenę MMA. Kto, zdaniem Roberta Ruchały, poza nim samym, ma predyspozycje na to, by wspiąć się na szczyt tego biznesu? Może jest ktoś, kto nie jest jeszcze szerzej znany, a już warto się nim zainteresować?
Robert Ruchała: Jest bardzo wielu zawodników młodego pokolenia. Na przykład Damian Piwowarczyk, mój kolega z Czerwonego Smoka, jest naprawdę bardzo dobry i myślę, że daleko zajdzie. Adrian Bartosiński jest mocnym kotem, Wiór też jest dobry. Jest naprawdę wielu zawodników nawet w KSW, którzy będą walczyć, będą trenować i zdobędą najwyższe szczyty.
Adrian Gawrychowski: Czy przewidujesz kiedykolwiek przejście do innej kategorii wagowej? To popularny obecnie trend. Co sądzisz o tego typu ruchach? Często powtarzanym zarzutem jest ciemna strona takich incydentów, jak na przykład zastój w jednej kategorii wagowej, kosztem drugiej, brak aktywnych mistrzów czy po prostu mniej walk mistrzowskich. Co o tym sądzisz?
Robert Ruchała: Nie, nie będę na razie przechodził do żadnej innej kategorii. Bardzo dobrze czuję się w 66. Nie zbijam dużo. Wiele osób mówi mi, że jestem dosyć wysoki i dość zbity jak na tę kategorię, ale ja naprawdę nie mam żadnego problemu z zejściem do 66 kg i nie na razie nie zamierzam nigdzie przechodzić. Inaczej. Nie zamierzam przechodzić do 70 kg ani do 61 kg.
Adrian Gawrychowski: Przy Twoim wzroście (179 cm) utrzymywanie lub zbijanie wagi do 66 kilogramów bywa problematyczne? Jak zazwyczaj znosisz proces zbijania zbędnych kilogramów, o ile te pojawiają się u Ciebie? Czy masz jakieś słabości, jeżeli chodzi o jedzenie? Ulubione potrawy, przekąski czy słodycze?
Robert Ruchała: Zbijanie wagi nie jest dla mnie problemem. Jest to to ciężkie, ale nie jest to jakiś taki problem, z którym borykają się inni zawodnicy, którzy, na przykład, muszą zbijać 10 kilogramów w tydzień. Ja jestem zawodnikiem, który zbija dość mało i nie ma z tym jakiegoś problemu. Jeżeli chodzi o słodycze, to mam do nich słabość. Uwielbiam słodycze. Kinderki, Milki, po walce zawsze sobie korzystam, jakieś naleśniki, pizze czy hamburgery. To normalne, człowiek sobie musi odbić 2 czy 3 miesiące diety w tydzień *śmiech*. Zawsze po walce jest rozpusta i trzeba dużo jeść, żeby wrócić do stanu, w jakim było się przed walką.
Adrian Gawrychowski: Sportami walki generują stałe rosnące zainteresowanie, to przekłada się także na ilość osób rozpoczynających treningi. Ty zacząłeś dość młodo, ale czy Twoim zdaniem może być za wcześnie lub za późno na to, by stać się w przyszłości zawodowcem? Jakie dałbyś rady początkującym? Czego Twoim zdaniem należy się wystrzegać? Jakie mity związane z początkami treningów mógłbyś obalić?
Robert Ruchała: Na pewno musisz przyjść na trening, zobaczyć, czy to jest w ogóle sport dla Ciebie. Wiesz, dużo osób jest takich, że “fajnie, marzenia, chciałoby się walczyć”, ale najpierw trzeba się z tym zderzyć. To nie jest łatwy sport. To się tylko tak wydaje, że się wychodzi do klatki i się bije, a za tym idą naprawdę ciężkie treningi. Zbijanie wagi, wyrzeczenia, wiesz, ja nawet nie chodziłem na jakieś imprezy, odmawiałem wyjść ze znajomymi. To jest ciężki sport, ogólnie zawodowy sport jest ciężki. Musisz się temu poświęcić. Marzenia marzeniami, ale tutaj nie ma miękkiej gry, nie ma miejsca na fochy, tutaj trzeba ostro zapierdzielać, żeby dojść do jakiegoś poziomu i do jakichś sukcesów.
Jeżeli chodzi o mity… Może inaczej. Polecałbym treningi personalne, bo jeśli chcesz się więcej nauczyć i dowiedzieć, to na pewno trening personalny z trenerem 1 na 1 nauczy Cię więcej niż 2 treningi na grupie. Tam trener nie skupi się na Tobie tak, jak na treningu godzinnym.
Dodatkowo, na pewno wyjazdy na zawody. Doświadczenie trzeba zbierać. To nie jest tak, że trenujemy i wychodzimy do walk. Trzeba jeździć w nowe miejsca i myślę, że jest to taki przepis na sukces.
Adrian Gawrychowski: Chciałbym zaczepić o nieco prywaty. Czym Robert Ruchala interesuje się na co dzień, poza MMA?
Robert Ruchała: Czym się interesuje Robert Ruchała na co dzień? Szczerze? Niczym. Po prostu jestem tak nastawiony na ten sport, że żyję nim od wstania do pójścia spać. Idę na trening, wracam, włączam jakiś film albo oglądam walki, potem wychodzę na trening, wracam i analizuję, co na treningu było nie tak, czy gdzieś pojadę, czy gdzieś nie pojadę, ile czasu do walki.. Wszystko! Jestem tak nastawiony na ten sport i na ten sukces, że jestem całkowicie pochłonięty wszystkim związanym z tym sportem.
Jak tak sobie myślę teraz o zainteresowaniach, to lubię jeździć na snowboardzie i na rowerze latem. Lubię sobie gdzieś pójść, nad jakąś rzeczkę. To wszystko latem. Jak jest lato, to jest zaje*iście. Teraz, jak jest zimno, wieje i jest taka depresja, to nic się nie chce robić, tylko trenować. Tak to, jak jest lato, to jakieś wyjazdy, jeżdżenie autem. Wiesz.. Otwarte szyby, jedziesz, muzyczka, znajomi. Lubię też jakieś grille. Takie rzeczy, to to, co lubię robić, ale to wszystko latem. Teraz trzeba trochę poczekać do tego lata, aczkolwiek nie jest już jakoś daleko.
Adrian Gawrychowski: Czy masz jakichś idoli i wzorce poza światem sportowym? Ktoś, kto Cię motywuje, inspiruje, napędza do działania? Kto imponuje Ci na co dzień?
Robert Ruchała: Wzorce? Sportowe, to wiadomo, Michał Materla i zawodnicy jeszcze, którzy mi imponują, to zawodnicy, którzy walczą. Takich wzorców na co dzień, to nie mam. Bardziej idę w tę stronę sportową i stamtąd czerpię motywację.
Adrian Gawrychowski: Zahaczę jeszcze o popkulturę. Czy masz jakieś ulubione filmy, seriale, książki, komiksu, muzyków, artystów czy twórców? Co podoba Ci się najbardziej?
Robert Ruchała: Mam bardzo wielu artystów. Bardzo lubię słuchać Kizo, Bonusa RPG, Frostiego S.P. Z.O.O., Palucha. Multum jest tych raperów. To nie jest tak, że jest tylko jeden. Lubię słuchać wielu utworów. Jak jest dobry utwór i wpada mi w ucho, to lubię go słuchać. Jeżeli chodzi o filmy, to Spider-Many, Harry Pottery, bardzo lubię chodzić do kina, jak jest coś nowego. Mam dużo filmów i seriali. Z seriali, to na pewno “Szkoła dla elity”, “Ozark”, “Dom z papieru”. Lubię bardzo filmy wojenne. Myślałem sobie zawsze, że kurcze, przerąbane jak się tak kiedyś trzeba było strzelać i dla mnie, to jest nie do pojęcia, a takie filmy wzbudzają we mnie takie poczucie, że kiedyś, to była masakra.
Adrian Gawrychowski: Jak wcześniej wspomniałem, wziąłeś się za sport w młodym wieku, ale czy miałeś jakiś plan B, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak?
Robert Ruchała: Jeżeli chodzi o plan B, to go nigdy nie miałem. Moim planem B były studia, które skończyłem, było to zarządzanie na Ignatianum w Krakowie. Ja kompletnie nie brałem pod uwagę, że będę robił coś w tym
kierunku, to bardziej mama ode mnie wymagała, że oprócz tego sportu mam też zaliczyć studia i to nie będą studia sportowe na AWF, tylko takie, które pójdą w całkowicie inną stronę niż sport. Zrobiłem te studia i w sumie tyle, mam papierek *śmiech*
Bardziej to dla mamy zrobiłem niż dla siebie. Te studia, to tyle, żeby były, ja bardziej skupiałem m się na sporcie.
Adrian Gawrychowski: Jak spędzasz czas poza treningami i walkami? Jaki jest Twój przepis na udany i przyjemny wypoczynek?
Robert Ruchała: Czas wolny spędzam tak, że wracam do domu, jem i leżę *śmiech*. To jest mój odpoczynek. Jeżeli chodzi o taki odpoczynek, gdy jestem po walce, to jaccuzi, siedzenie ze znajomymi, robienie grillów jak jest ciepło, bo jak jest zimno, to nie robię grilla. Wyjazdy w inne miejsca, jeżdżenie po Polsce, to jest zaje*iste. Podróże kształcą i ja uważam, że trzeba podróżować, żeby dowiadywać się nowych rzeczy o świecie i o sobie. Uważam, że to taki przepis.
Adrian Gawrychowski: Na koniec jeszcze jedno pytanie. Czego mogę Ci życzyć?
Robert Ruchała: W sumie, to możesz mi życzyć zdrowia. To przede wszystkim. Jak jest zdrowie, to jest wszystko. No i szczęścia. Motywacja jest, wszystko jest, tylko zdrowie i szczęście.
Robert Ruchala: Dziękuję za wywiad, życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam wszystkich czytelników Nowl Sport.
Bardzo dziękuję Robertowi za wywiad. W imieniu swoim i czytelników życzę powodzenia w przyszłych walkach, nieskończonego zdrowia i mnóstwo szczęścia!