lifestyle

Pułapki nostalgii i bolączki dorastania, czyli o The Kissing Booth 3 [RECENZJA]

Od środy na Netflixie możemy oglądać najnowszą część serii The Kissing Booth, opartej na książkach autorstwa Beth Reekles o tym samym tytule. O ile pierwsza i druga część mogły być uznane za guilty pleasure, to trzecia była po prostu stratą czasu.

Tak jak w poprzednich częściach serii, Elle (Joey King) znowu staje przed trudnymi wyborami. W pierwszej odsłonie popularnej teen dramy dziewczyna musiała wybierać między przyjaźnią z Lee (Joel Courtney), z którym była praktycznie nierozłączna od narodzin, a związkiem z jego starszym bratem Noah (Jacob Elordi). W drugiej musiała zmierzyć się z wyzwaniem, jakim był związek na odległość, wybór college’u i nowy szkolny obiekt westchnień, Marco. W trzeciej części, choć wydawałoby się, że pewne problemy były już rozwiązane wcześniej, powracają one ze zdwojoną siłą.

Elle nadal nie może się zdecydować czy pójść na studia z Lee, czy z Noah, Marco nie przestaje krążyć po orbicie wokół bohaterki, a Lee pozostaje zazdrosny o swojego brata. Przez większość filmu Elle miota się pomiędzy rodzinnymi zobowiązaniami, pracą, oczekiwaniami innych, a wyrzutami sumienia. A my miotamy się przed telewizorem.

 

Piękny i szalenie pusty obrazek

Wszystkie te rozterki mają miejsce w malowniczej scenerii wakacyjnego domu państwa Flynn. Dom ma znaczenie sentymentalne dla trójki głównych bohaterów, którzy spędzali tam dzieciństwo i mają mnóstwo wspomnień związanych z tym miejscem. To dodatkowo sprawia, że decyzja rodziców, aby sprzedać dom, staje się praktycznie nie do zaakceptowania. Bohaterowie postanawiają więc, że ich ostatnie wakacje w domu przy plaży będą najlepszymi, jakie do tej pory przeżyli. Łatwo się domyślić, że w takim przypadku nie wszystko pójdzie po ich myśli, a beztroskie wakacje, za którymi tęsknią, też są już tylko wspomnieniem. Pod tym względem film jest jak pocztówka z wakacji. Nie tylko dlatego, że jest przyjemnym obrazkiem pełnym kolorów, słońca, wody, opalonych ciał i wszechogarniającego kiczu znanego z nadmorskich kurortów, ale też dlatego, że tak jak kartki z wakacji na siłę stara się wywołać poczucie nostalgii.



 

The Kissing Booth 3: ciekawi chłopcy i nieciekawe dziewczyny

O ile Elle próbuje dorosnąć i zmierzyć się z nowymi wyzwaniami, Lee za wszelką cenę stara się zatrzymać licealną rzeczywistość albo wręcz cofnąć się do „starych dobrych czasów” kiedy lista zasad przyjaźni i Beach Bucket List wyznaczały rytm życia przyjaciół. Elle, nie zważając na koszty, stara się wynagrodzić Lee zmiany w ich relacji, ale ostatecznie nie jest w stanie podołać wszystkim obowiązkom naraz. Tutaj należy wspomnieć o klasycznych już dla serii The Kissing Booth toksycznych relacjach i krzywdzących portretach postaci kobiecych. Elle zawsze była „cool girl”, kiedy inne bohaterki, zwłaszcza Rachel, były napisane, tak by uchodzić przy niej jak najbardziej nijako. Natomiast męscy bohaterowie zawsze byli bardziej wyraziści, z własnymi problemami i zainteresowaniami.

The Kissing Booth 3 pokazuje tę zależność w bardziej naoczny sposób, pokazując bohaterkę wybierającą kierunek przeprowadzki ze względu na chłopaka, pomijając to, co ją interesuje i co po danych studiach chciałaby robić. W międzyczasie Noah i Lee oczekują, że Elle pomimo wakacyjnej pracy i opieki nad bratem będzie na każde ich zawołanie, a kiedy okazuje się, że jednak nie udaje jej się wszystkiego pogodzić (broń Boże, żeby miała komuś powiedzieć „sorry dzisiaj nie dam rady”) kręcą nosem, obrażają się i trzaskają drzwiami.

 

Odgrzewany kotlet (Netflix, please…)

Największym problemem The Kissing Booth 3 jest to, że film jest po prostu nieprzekonujący. W pierwszej i drugiej części rozterki bohaterów miały jeszcze sens, narracja trzymała w napięciu, a widzowie mieli ochotę zobaczyć co będzie dalej. W trzecim filmie wydaje się, że serwowany jest nam wczorajszy obiad, w dodatku na zimno. Elle ma właściwie te same problemy co poprzednio, ale przy natężeniu pustych inspirujących zdań z offu, które zastępują scenariusz i jakąkolwiek grę aktorską, jakoś trudniej uwierzyć w emocje bohaterów. Lee, jak zwykle nie potrafi poradzić sobie ze zmianami charakterystycznymi dla okresu dojrzewania, a ta sama historia podana po raz trzeci jest już po prostu nużąca.

Dodatkowo nie pomaga fakt, że film jest (zbyt) długi. Prawie dwie godziny scen, które właściwie nie wnoszą do historii nic nowego i ciągle powtarzające się montaże „beztroskiej letniej zabawy” (w pierwszych 30 min naliczyłam aż cztery) powodują, że do tego co najbardziej interesujące dochodzimy dopiero pod sam koniec filmu. W efekcie zakończenie, które jest zaskakująco satysfakcjonujące, jest potraktowane po macoszemu, a twórcy tracą okazję na podkreślenie puenty historii.



 

The Kissing Booth 3: zmarnowana okazja

Nie można powiedzieć, że absolutnie wszystko w The Kissing Booth 3 jest złe. Po prostu te okruszki jakości są tak małe, że trudno się nimi najeść. Na uznanie zasługuje postać Noah, który jest dojrzalszy niż w pierwszej części i widać, że wydarzenia, które do tej pory miały miejsce wpłynęły na rozwój bohatera. Razi natomiast, że wątek Elle szukającej swojej drogi życiowej nie został bardziej rozwinięty.

Wiedząc, że film kierowany jest raczej do młodej widowni, przykro patrzeć, że powiela stereotypy i pokazuje dziewczynę, która definiowana jest przez mężczyzn/chłopców w jej życiu, a nie przez samą siebie. Stąd, The Kissing Booth 3 jest lekko anachronicznym filmem, przypominającym ugrzecznioną wersję American Pie 2. Co więcej, w świecie, w którym Zmierzch zastępowany jest przez Booksmart, TKB3 niestety traci prawo bytu.

 

 

Dodaj odpowiedź

Twój e-mail nie będzie opublikowany.

Sprawdź jeszcze

Więcej naszych wpisów