Venom 2 – Let there be a Carnage
Venom to postać kultowa. By znać lub chociaż kojarzyć jego postać nie trzeba być perfekcyjnie zaznajomionym z komiksami. Po nieudanej próbie przeniesienia go w Spider-Man 3 z 2007 oczekiwano nowego i lepszego podejścia do tego antybohatera. W 2018 roku powstał film „Venom”. Tym razem było lepiej, choć wciąż nieidealnie.
Było to dobre origin story. Twórcy przybliżyli nam postać Venoma i widzieliśmy, z czym możemy mieć do czynienia w przyszłości. Wraz z pojawieniem się czarnego symbiota fani komiksów czekali na szereg interesujących postaci i histori towarzyszących przybyszowi z kosmosu. Oczywiście, najbardziej wyczekiwanym crossoverem wciąż pozostaje Spider-Man. Venom i człowiek-pająk to jedna z najbardziej charakterystycznych par w historii komiksów. Z kolei ich rywalizacja jest wręcz ikoniczna.
Największy rywal Venoma
Zakończenia pierwszego filmu o Venomie przyniosło nam zapowiedź pojawienis się Carnage’a. Czerwony symbiot to największy rywal Venoma. Komiksy z jego udziałem często zakrawało o granice cenzury. Był niezwykle mroczną, bestialską i pełną przemocy postacią. Carnage był rownie zły, co interesujący.
Zeszyty opowiadające o jego przygodach cieszyły się dużym zainteresowaniem. Historie skupione wokół tego potwora miały rzeszę fanów i stałych czytelników. Pojawienie się Carnage’a w filmie, to niezwykła rzecz. Szansa na to, by stworzyć wspaniały, emocjonujący i oryginalny scenariusz. Same komiksy dają możliwość stworzenia filmu niezwykłego. Cóż… Nie wyszło.
Sprawdź również: Nie czas umierać – ostatnie martini Bonda [RECENZJA]
Venom 2 – na łeb, na szyje.
Postać Carnage powstała blisko 30 lat temu. Przez ten czas mocno odcisnął swoje piętno w świecie komiksu. Jego przygody i historie z nim związane opisywane były w dziesiątkach zeszytów. Zarówno samego symbiontu jak i noscieiela, Cletusa Kasady. Film zdecydował się uprościć widzom odbiór i wszystko zamknął w zaledwie 1,5 godziny..
Fabuła mknie tak szybko do przodu, że motywacja bohaterów i jakakolwiek logika (tak, w komiksach rownież występują) praktycznie nie istnieje. Twórcy ewidentnie nie wiedzieli do samego końca, czy chcą w końcu zabawny czy mroczny film. Postać Carnage’a wręcz wymaga by pokazać okrucieństwo mu towarzyszące.
W filmie widzieliśmy zaledwie delikatne tego przebłyski. Ten symbiot był swoistym mordercą. On nie rzucał wrogów o ściany, on je rozrywał i pożerał. W dziele Andiego Serkisa dużo bardziej angażująca była historia Cletusa Kasady. Mimo, że jego biografie znamy jedynie z odpowiesci, to i tak wydaje się być ona mroczniejsza i bardziej niepokojąca od poczynań czerwonego symbiota.
Jak się popieści, to się.. nie zmieści!
W 1,5 godziny, twórcy chcieli zmieścić wszystko co działo się na przestrzeni kilkudziesięciu lat na kartach komiksów. To sprawiło, Carnage nie jest realnym zagrożeniem i villainem z krwi i kości. Ciężko zrozumieć motywacje czy to symbiota czy Cletusa.
Eddie Brock, główny bohater, niby zmaga się z jakimiś problemami i rozterkami. Kłótnie z Venomem, tęsknota za byłą partnerką, podejrzenia o kilka przestępstw, nawiązywanie więzi z seryjnym morderca… To wszystko próbowano wepchnąć widok trwający 1,5 godziny. Twórcy nie wykorzystali nawet połowy potencjału drzemiącego w potomku Venoma.
Sprawdź również: Młody Matczak nie dla boomerów? – recenzja płyty Maty
Ludzie pragną chleba i igrzysk
No dobrze. Logika, profile postaci i ich motywacje zeszły na drugi plan. W takim razie jak uratować ten film? Rozróbą! To twór o dwóch symbiotach. Dlaczego zatem nie damy im pola do popisu? Walka „ojca z synem” rozpoczęła sie niecałe 30 minut przed końcem. Cała sekwencja była widowiskowa, tego nie można jej odmówić.
Choć do samej walki doszło z do skoku, to cieszyła ona oko. Niestety, była za krótka. Jak na film, który powinen trwać dłużej, to dostała dużo czasu. Nie świadczy to jednak o tym, że wystarczająco dużo. Tak silne postacie mają wszystko, by dać widowiskowy, pełny emocji i wrażeń bój.
Ten niedosyt jest także spowodowany brakiem wystarczających popisów obu symbiontów w trakcie reszty filmu. Venom stał się postacią komediową. Większość jego obecności, to rzucanie one-linerami. Stał się on wręcz do bólu family friendly. Venom wciąż wspominał o jedzeniu ludzi i głodzie związanym z brakiem mozgów, ale całokształt zachowania nie podawał wierzyć w jego mroczną stronę.
Podobnie jest z Carnagem. Twórcy, chcąc dać do zrozumienia, ze jest TYM ZŁYM, po prostu wrzucili go w wir walki z policją czy więźniami. Sam symbiot niby był poczytalny i miał jakiś cel, ale dziwnym trafem i tak robił wszystko, co narzucił mu Cletus. Niby czerwony, a jednak bezbarwny…
Sprawdź również: Polskie komedie – poznaj ich 3 grzechy główne
Aż w oczy szczypie
Prawdopodobnie większość z oglądających Venom 2: Carnage zdaje sobie sprawę, że oba Symbioty są wygenerowane cyfrowo *szok*. Zresztą film często nam o tym przypomina. CGI w wielu momentach nie domaga. Carnage rozprawiający się z przeciwnikami wyglądał wręcz śmiesznie karykaturalnie. Każdy kij ma 2 końce.
Gdy Venom nie wykonywał skomplikowanych sekwencji i nie wykazywał wzmożonej aktywności, to wyglada naprawdę dobrze. Momentami można było zapomnieć, ze to sztuczny twór. Wciąż najgorzej prezentowały się te sceny, gdzie symbiot oddzielał się od nosiciela. Warto dodać, że budżet Venom 2 Carnage wynosił 100 000 000 $!
Nadgorliwość gorsza od faszyzmu
Po scenie finałowej warto jeszcze pozostać na miejscu. Największym plusem Venom 2: Carnage wydaje się być scena po napisach. To zapowiedź czegoś wielkiego. Czegoś, na co czekali wszyscy. Pokuszę się o stwierdzenie, ze mogła być to najbardziej emocjonująca scena wśród wszystkich tych, które emitowano po napisach.
Czym jest „drugi Venom”?
Podsumowując recenzję Venom 2 Carnage trzeba podkreślić, że to średni film akcji. Jeżeli nie interesujesz się komiksami, filmy na ich podstawie nie są Twoim największym zainteresowaniem i patrzysz na nie z przymróżeniem oka, to możesz bawić się nieźle.
Jest tam kilka zabawnych momentów, sceny akcji, same w sobie, mogą zrobić wrażenie, a Tom Hardy czy Woody Harrelson to wciąż gwarancja najwyższej jakości. Największymi problemami pozostają niespójność z pierwowzorem i próba wciśnięcia jak najwiecej treści w możliwie krótkim czasie. Tak niezwykła i wyrazista postać jak Carnage wymaga wręcz, by poświecić jej więcej uwagi.
To rewelacyjny materiał na serial, i to z kilkoma sezonami, lub przynajmniej sagę filmową. Twórcy zmarnowali ten nie agatekny potencjał. Sama postać Venoma nie ucierpiała znacząco. To solidny antybohater, który znajdzie swoje miejsce w kolejnych filmach i na pewno wiele do nich wniesie.