Pierwsza udana drużynówka
Pierwszy z nich zakończył się dla nas znakomitym wówczas piątym miejscem ze stratą zaledwie 6,9 punktów do czwartych Niemców. Była to głównie zasługa słabej postawy gospodarzy, ale też świetnych skoków Adama Małysza, który w drugim skoku jako pierwszy oficjalnie przeskoczył 140. metr na tej skoczni i to o 2 metry! Wygrali zdecydowanie Finowie przed Austrią i Japonią.
Rzeź niewiniątek i spóźniona petarda
Drugi dzień rywalizacji rozpoczął się od kwalifikacji. Tam najdalej skakał Orzeł z Wisły. W serii dla niego treningowej o pół metra poprawił swój rekord z dnia poprzedniego. Nic nie wskazywało na to, że w pierwszej serii konkursowej wiatr wypaczy rywalizację. Najbardziej ucierpieli na tym najlepsi z Niemców – Martin Schmitt po skoku na odległość 97 metrów zajął 44. miejsce, zaś Sven Hannawald zamknął stawkę (50. miejsce; 82 metry). Złe warunki atmosferyczne dały się też we znaki m.in. Andreasowi Widhoelzlowi. Popularny „Widelec” skoczył jedynie 7 metrów dalej od „Hanniego” i wyprzedzał go o jedno oczko. W tych ciężkich okolicznościach udało się jednak wybronić pozostałym zawodnikom czołówki. Po fatalnym skoku drżeliśmy o skok Małysza, ale ten poradził sobie przyzwoicie – 122 metry, 8. miejsce i 12,7 punktowa strata do prowadzącego Risto Jussilainena (128,5 m). Nie takie straty potrafił odrabiać Orzeł z Wisły, dlatego nie baliśmy się o ewentualny spadek formy po słabym skoku. I słusznie. W drugiej serii Małysz odpalił petardę. 151,5 metra – skok został ledwo ustany przez Polaka, ale wrażenie i tak było piorunujące. O 9 metrów pobił własny rekord z kwalifikacji i jako pierwszy w historii przekroczył 150 metrów na skoczni dużej. Małysza zdołał pokonać jedynie Ville Kantee, który wylądował na 146 metrze. Fin w kapitalnym stylu utrzymał swoją przewagę z pierwszej serii. Podium uzupełnił drugi z Finów, lider po pierwszej serii – Risto Jussilainen.
Nie dał im szans…
Ostatnia szansa na wygraną w Willingen w tamtym sezonie zawodnicy mieli 4 lutego. Eliminacje do konkursu stały na słabym poziomie. Dość powiedzieć, że ich zwycięzca Reinhard Schwarzenberger skoczył… 105 metrów. Z prekwalifikowanej, najlepszej 15-tki Pucharu Świata pokonali go w zasadzie wszyscy, a najlepiej z nich przewidywalnie spisali się Adam Małysz i Risto Jussilainen. Było jasne, że między Polakiem a Finem rozegra się walka o zwycięstwo w ostatnim konkursie.
Pierwsza seria przyniosła znacznie lepsze skoki Hannawalda i Schmitta. Niemcy skakali kolejno 130,5 m oraz 132 m i zajmowali odpowiednio 4. i 3. miejsce po pierwszej rundzie. Z obu stron otoczyli ich Finowie – Ville Kantee i Risto Jussilainen. Ten drugi wyprzedzał Niemców o ponad 10 punktów. A jak spisał się Małysz? Jak zwykle – genialnie. 142,5 m i znakomite noty sędziowskie dały mu prowadzenie z bezpieczną przewagą nad konkurencją. Druga seria to znów krótsze skoki czołówki. Kantee zsunął się o 4 lokaty w dół po 125-metrowym skoku. Następny Hannawald skoczył 1,5 metra bliżej od Fina, ale przewaga z pierwszej serii i lepsze noty pomogły mu wyprzedzić Kanteego. Podobnie było w przypadku Schmitta, który po skoku na 124,5 m spadł za wcześniej skaczących Mattiego Hautamakiego, Noriakiego Kasaiego oraz Hideharu Miyahirę, a także nieznacznie wyprzedzając Wolfganga Loitzla. Zostało już tylko ich dwoje – Jussilainen i Małysz. Fin skoczył nieco dalej od wcześniej wspomnianych rywali, ale to mogło być za mało na Polaka. I tak też się stało. Orzeł z Wisły powtórzył odległość z pierwszej serii, otrzymując jeszcze wyższe noty (w tym jedną 20-tkę od Słoweńca Ota Giacomelliego). 36,5 pkt. przewagi, ósme zwycięstwo w sezonie (jedenaste w karierze) oraz powiększenie straty Schmitta w klasyfikacji generalnej PŚ – oto bilans niedzieli w Willingen. Było wiadomo, że na zbliżających się MŚ w Lahti Małysz będzie zdecydowanym faworytem.
Tragiczny finał PŚ w Willingen
Późnym wieczorem ekipa austriacka wracała do kraju z zawodów. W pobliżu miejscowości Rosshaupten w Bawarii doszło do wypadku samochodowego. Prowadzący samochód Martin Hoellwarth stracił panowanie nad kierownicą ze względu na oblodzenie jezdni. Auto wpadło w poślizgu i, koziołkując, wylądowało na dachu w przydrożnym rowie. Ówczesny trener Austriaków – Alois Lipburger, siedzący na prawym fotelu, w wyniku obrażeń głowy zmarł na miejscu. Andreas Widhoelzl i Martin Hoellwarth doznali średnio poważnych kontuzji, ale o wiele większego szoku psychicznego. Obaj skoczkowie, którzy byli w składzie Austrii na czempionat w Finlandii, zostali w poniedziałek po południu wypisani ze szpitala i przewiezieni do Austrii. Zapanowała żałoba, odwołano krajowe mistrzostwa w skokach, które miały się odbyć w Villach. Alois Lipburger miał 44 lata.
Następnie podejrzany o doping Rosjanin Dmitrij Wassiljew otrzymał oficjalną informację o dyskwalifikacji na okres dwóch lat ze względu na pozytywny wynik testu dopingowego. Wszystkie jego osiągnięcia z sezonu od konkursu w Innsbrucku zostały anulowane, a sam Dima wrócił do skakania dopiero w sezonie 2002/03. Po przerwie debiutował w Bischofshofen na 44. miejscu.
Zaproszenie na kolejne części
Kolejna część wspomnień z okazji 20-lecia Małyszomanii za nami. Zapraszam na poprzednie artykuły związane z jubileuszem.
A już niebawem wybierzemy się do Azji.