lifestyle

Wszystko wszędzie naraz – mały dramat w odmętach multiwersum

Dotychczas multiwersum kojarzyło się z Rickiem i Mortym, lub superbohaterami. Film Wszystko wszędzie naraz obiera ten koncept z jeszcze innej strony, bardziej osobistej, emocjonalnej, wciąż jednak dostarczając masę akcji, humoru i kreatywności.

Nie potrzeba wielkich bohaterów, aby opowiedzieć najciekawszą historię uniwersum

„Co zatem wystarcza?” zastanawia się pewnie większość ludzi. Tego dowiecie się w tej analizie. W pierwszej kolejności odpowiedzmy sobie jednak na proste pytanie – o czym opowiada Wszystko wszędzie naraz? De facto tytuł filmu mówi sam za siebie!

 

Historia Nie wszystko naraz

Historia jest zarówno skomplikowana, większa niż życie, jak i wyjątkowo intymna i kameralna. Zaczynamy historią Evelyn Wong, kobiety w średnim wieku pochodzenia chińskiego, której rodzina się rozpada i grozi bankructwo.

Niespodziewanie okazuje się, że bohaterka znalazła się w samym środku wielkiej intrygi, od której zależą losy całego multiwersum. Musi nauczyć się przenikać swoją jaźnią przez umysły swoich alternatywnych wersji z alternatywnych światów, aby wykorzystać wszystkie ich najlepsze umiejętności.

 

Jazda bez trzymanki

Tutaj wydarzyć się może absolutnie wszystko. To jazda bez trzymanki, w której nagle możemy trafić do wymiaru, w którym ludzie mają parówki zamiast palców albo wszyscy są kamieniami. To nie jest jednak dziwność, dla samej dziwności. Każdy element, nawet z pozoru najgłupszy, najbardziej abstrakcyjny, czemuś służy i powraca w którymś momencie.

Każda alternatywna wersja Evelyn odsłania jej kolejne cechy i właściwości, każda coś mówi o głównej bohaterce. Wszystko jest częścią drogi, jaką przechodzi – drogą pogodzenia się ze swoim pochodzeniem, odbudowania relacji z rodziną i akceptacji siebie.

To historia o konflikcie pokoleń, problemu z nawiązywaniem komunikacji o tym, jak ważna jest empatia i bliskość. Humor, akcja – to wszystko stoi na najwyższym poziomie, ale ostatecznie najważniejsze okazuje się dramat bohaterów, w których buzują wszelkie emocji.

 

Sprawdź także: Niewiedza czy znieczulica? Dlaczego niektórzy nie chcą dbać o środowisko?

 

Wszystko wszędzie naraz

 

Matrix na miarę XXI wieku

Duet reżyserów i scenarzystów, Dan Kwan i Daniel Scheinert zrobił tutaj podobną rzecz, jaką rodzeństwo Wachowskich w pierwszym Matrixie. Twórcy wzięli wszystko, co ich fascynowało w azjatyckim kinie, nawet najbardziej kontrastujące ze sobą elementy i połączyli ze sobą, tworząc unikatowe kino. Pierwszy Matrix też zaczynał się historią znudzonego życiem człowieka, który okazał się wybrańcem podróżującym po wymiarach i uczącym się nadludzkich umiejętności.

Tak jak Matrix obierał to, co było modne w latach 90 (muzyka techno, skórzane płaszcze, ciemne okulary, dystopia, cyberpunk, mesjanizm), tak Wszystko wszędzie naraz obiera to co powszechne w obecnych czasach (problemy mniejszości społecznych, cytaty popkulturowe, internetowy humor, superbohaterowie).

Wszystko wszędzie naraz

 

Doskonała technika i gra aktorska

Także od strony czysto technicznej film wygląda olśniewająco. Twórcy cały czas bawią się estetykami, stylem kręcenia – w zależności od stanu bohaterki, czy realiów zmienia się format obrazu, filtr, paleta barw. Pięknie prezentuje się montaż, zarówno jeśli chodzi o przeskakiwanie między wymiarami, paralelnymi scenami, jak i sceny akcji, w których doskonale wszystko widać. Także aktorzy zmieniają swój sposób grania w zależności od uniwersum.

Tutaj trzeba też docenić świetną robotę aktorów, szczególnie Michelle Yeoh w głównej roli, oraz Jamie Lee Curtis. Dużo tutaj też jest scen akcji, przede wszystkim kopanych. To styl kręcenia walki rodem z filmów z Jackiem Chanem. Bohaterowie wykonują masę skomplikowanych akrobacji, wykorzystują elementy otoczenia, a walka często przeplata się ze slapstickowym humorem. Nie ma wtedy chwili na złapanie oddechu.

 

Sprawdź także: Morbius. Wampiry bez zębów

 

Nie wszystko naraz – podsumowanie

Film zaczyna się jak Kłamstewko Lulu Wang lub Minari Lee Isaac Chunga, aby później zmienił się w szaloną mieszankę kina azjatyckiego z najdziwniejszą historią rodem z komiksów superhero, aby na końcu wrócić do osobistego, kameralnego dramatu bohaterów. Nigdy wcześniej kino Jackiego Chana lub Stephena Chowa nie było tak blisko Wong Kar Waia.

Nie potrzeba 3 Spider-Manów, aby historia z motywem multiwersum odniosła sukces. Czasem wystarczy cały ten wielki koncept oprzeć na małym dramacie starzejącej się, nieszczęśliwej kobiety, która musi odbudować swoje relacje z najbliższymi.

Dodaj odpowiedź

Twój e-mail nie będzie opublikowany.

Sprawdź jeszcze

Więcej naszych wpisów