Problemy Beckhama – Inter Miami
Zapewne nie takiego wejścia do ligi spodziewał się David Beckham. Gdy pojawiły się informacje, że klub Anglika wejdzie do MLS zaczęto snuć wizje, jak będzie wyglądał ten klub i jakie gwiazdy w nim zagrają. Tymczasem, rzeczywistość zweryfikowała klub z Florydy. Drużyna legendy Manchesteru United nie weszła do ligi z drzwiami lecz musiała pocałować ich klamkę. Oczywiście, część problemów powstała przez koronawirusa, jednak niestety Inter Miami ma zbyt dużrgo pecha. Gdy już wydawało się, że jakoś wszystko się ułoży, to odezwały się demony z przeszłości. Na początku roku mogliśmy się dowiedzieć o decyzji sądu w sprawie sporu pomiędzy Interem Miami, a Interem Mediolan. Wynikło z niej, że klub z Florydy będzie musiał zmienić swoją nazwę co wygeneruje kolejny kłopoty.
Na dobór złego pożegnano się z dotychczasowym szkoleniowcem Diego Alonso, a postawiono na Phil’a Neville’a. Czego by nie mówić o Interze, to jego największym problemem nie był trener. W pierwszym sezonie, dostając w postaci DP takich zawodników, jak Gonzalo Higuain czy Blaise Matuidi wykrzesał z tej drużyny bardzo dużo. Oczywiście, później nastąpiła brutalna weryfikacja z Nashville, jednak gracze Diego Alonso osiągnęli wynik na swoją miarę. Bolesny jest fakt, że nie dano mu drugiego sezonu, aby się obronić. Ta decyzja byłaby zrozumiała, gdyby nie to, że zatrudniono trenera bez znacznego doświadczenia. Neville do tej pory prowadził reprezentację Anglii kobiet. Osiągnął z nimi półfinał Mistrzostw Świata w 2019 roku. Zmiana trenera, który wygrał dwukrotnie ligę mistrzów CONCACAF, a do tego został mistrzem Meksyku z Pachucą, na rzecz selekcjonera żeńskiej reprezentacji Anglii wydaje się bardzo dziwna. Być może Inter Miami pod wodzą Anglika będzie osiągał sukcesy. Już nie takie rzeczy widzieliśmy w futbolu, jednak na ten moment określę tę zmianę negatywnie.
W Chicago mogą odetchnąć?
Każdy kto trochę śledzi ligę MLS wie, że Chicago Fire ciężko traktować poważnie. Gracze z wietrznego miasta przyzwyczaili nas do słabej gry i doprowadzania widzów do łez, aniżeli dawania im radości. Sprawcą tej sytuacji był niejaki Nelson Rodriguez. O tym jak bardzo zepsuł ten klub można by napisać książkę. Jest to temat na osobny i bardzo obszerny felieton. To podczas jego rządów frekwencja na stadionie Chicago Fire znacznie zmalała, oczywiście przyczyniły się do tego konflikty z kibicami. Fani mieli za złe nie tylko słabe wyniki ale również rebrandingi w klubie. W Chicago, często przepłacano za transfery, ściągając podstarzałych graczy. Płacono duże pieniądze na wypłaty dla zawodników jednak nie przekładało się to na wyniki klubu. Oddano lekką ręką Jacka Harrisona (obecnie piłkarz Leeds United) i innych utalentowanych graczy. Marnotrawstwo to idealne słowo, które określa ten klub. O grzechach Rodrigueza na pewno jeszcze kiedyś opowiem. Tymczasem, stawiam w tym miejscu kropkę i liczę, że dla Chicago Fire przyjdą lepsze czasy.
Rebranding w Montrealu
Na pewno pamiętacie kultową scenę z quizu Etoto gdy Mateusz Borek odpowiada “Montreal” i jego odpowiedź zostaje anulowana, gdyż nie dodał członu ‘’Impact”. Gdyby to pytanie padło dzisiaj, znany dziennikarz dostałby najpewniej punkt. Właściciel Joey Saputo i prezydent Kevin Gilmore stwierdzili, że klub musi podążać za trendami, a człon ‘’Impact” jest nieco przestarzały. Aby odnaleźć się w świecie cyfryzacji postanowiono zmienić herb i nazwę klubu. W herbie możemy znaleźć płatek śniegu z czterema strzałkami na czarnym tle otoczonym niebieską obwódką. Co one symbolizują? Już wyjaśniam. Jak przekonuje zarząd Montrealu płatek śniegu ma symbolizować, że wszyscy są indywidualnościami, jednak razem tworzą niepowstrzymaną siłę jaką jest burza śnieżna. Strzałki to nawiązanie do Montreal Metro, a czerń życie nocne miasta. Niebieska otoczka przedstawia wody otaczające wyspę Ile de Montreal. Nazwę zmieniono na Club de foot. Ma to związek z tym, jak Francuzi określają piłkę nożną. W najbliższym czasie zostaną ujawnione nowe koszulki CF Montreal.
Zmiany na stanowiskach trenerów
Na ten moment wydaje się, że w temacie nowego trenera wygrywa Los Angeles Galaxy. W ostatnim czasie ciężko było powiedzieć coś dobrego o klubie z miasta aniołów. Tymczasem od nowego sezonu ich trenerem będzie Greg Vanney. Spędził on 6,5 roku na ławce Toronto FC, osiągając z nimi 3 finały MLS Cup, wygrywając raz. Do tego zdobył 3 puchary Kanady. Zbudował on potęgę drużyny z Kanady. Pod jego wodzą TFC nie awansowali do play offów tylko raz. Lista jego osiągnięć i zasług jest bardzo długa. Jego pasja do piłki nożnej, przywiązywanie uwagi do szczegółów i chęć wydobycia maksimum umiejętności piłkarzy może zaprocentować podczas pracy w LA Galaxy. Ostatnimi czasy byli raczej obiektem żartów, aniżeli zachwytów. Bez wątpienia Greg Vanney jest takim trenerem, który ma szansę to zmienić. Może pod jego wodzą Chicharito pokusi się o dwa gole w sezonie.
Odejście Vanneya sprawiło, że TFC musieli znaleźć nowego szkoleniowca. Wybór padł na Chrisa Armasa. Ta decyzja, patrząc na jego poczynania w NY Red Bull może mocno dziwić. Władze klubu z Kanady rozmawiały m.in. z Laurentem Blancem czy Patrickiem Vieirą. Ten pierwszy postawił na pracę w Katarze, a były trener Nicei nie chciał wracać do MLSu. Jak można przeczytać na The Athletic pula nazwisk nie była duża. To może tłumaczyć decyzje o wyborze Armasa, mimo to dalej pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi. Mam nadzieję, że nowy trener nie pociągnie Toronto FC w dół, bo jest to drużyna, której miejsce jest na szczycie ligi.
W Atlancie United i DC United postawiono na argentyński zaciąg. W przypadku Atlanty decyzja o zmianie trenera to świetna wiadomość. Jedyną okazją, żeby zobaczyć ładną grę w ich wykonaniu było włączenie filmików na YouTube z sezonu mistrzowskiego, kiedy Josef Martinez i Miguel Almiron siali postrach w lidze. Stery w Atlancie przejął Gabriel Heinze. Jest to kolejny zagadkowy wybór. Na korzyść byłego gracza Manchesteru United przemawia fakt, że samą osobowością może dużo zyskać. W szatni klubu jest sporo piłkarzy latynoskiego pochodzenia, dzięki temu mogą stworzyć nić porozumienia tak, jak to było w przypadku taty Martino. Z kolei DC United po słabym sezonie postawił na Hernana Losadę. Końcówka sezonu pokazała nam, że drużyna z Waszyngtonu nie jest w tragicznym stanie i można tam stworzyć niezły zespół. Zadaniem Argentyńczyka będzie wyciągnięcie DC z dołu tabeli i postawienie na młodych zdolnych piłkarzy, których mają w swoich szeregach.
MLS – Kurs Europa
Ostatnie tygodnie sprawiły, że jako fan MLSu z wypiekami na twarzy przeglądałem newsy. Piłkarze, których dotąd podziwiałem w tej lidze będą mieli szansę się pokazać w Europie. Od dawna już było wiadome, że Brendan Aaronson zasili szeregi RB Salzburga. Młody Amerykanin zdążył już zanotować asystę. Innym zawodnikiem spod znaku Philadelphi, który zmienił barwy klubowe jest Mark McKenzie. Dołączył on do Genku. Obrońca ma za sobą debiut jednak nie może go uznać za udany, gdyż jego drużyna zagrała słabo, a sam zawodnik nie zaprezentował się rewelacyjnie. Do Europy zawitali również tacy zawodnicy, jak Daryl Dike, Jordan Morris, Paul Arriola czy Bryan Reynolds. Wraz z upływem czasu tych nazwisk będzie przybywało. Można powiedzieć, że przyszedł czas na amerykańskich zawodników. Lata pracy akademii, zmiana szyldu na stworzenie silnej reprezentacji oraz ligi przynoszą owoce w postaci transferów do Europy. W tym momencie liczba Amerykanów na Starym Kontynencie jest tak duża, że śledzenie każdego jest wręcz niemożliwe. Mam nadzieję, że chociaż połowa z nich za kilka lat będzie stanowiła o sile swoich zespołów.